Separatyści chcą referendum. Były wicepremier uprzedził ich wniosek

shutterstock_2504069977 Calgary, Alberta - 10 lipca 2024 r.: Widok z lotu ptaka na panoramę Calgary podczas pięknego letniego zachodu słońca, Alberta - Kanada.
Calgary w Kanadzie
Źródło: Google Earth
Grupa Alberta Prosperity Project chce przeprowadzenia referendum w sprawie odłączenia prowincji Alberta od Kanady. Pochodzący z Polski były wicepremier Alberty Thomas Lukaszuk uprzedził ich wniosek. On sam ostrzega o wyzwaniach, które stałyby przed prowincją w razie secesji. Uspokaja, że poparcie dla takiego pomysłu to około 10 procent.

"Alberta Prosperity Project oficjalnie złożyła wniosek. (…) Teraz czekamy na zgodę" - napisała Alberta Prosperity Project (APP) na platformie X.

Grupa złożyła swój wniosek do Elections Alberta, urzędu organizującego wybory i referenda w Albercie. APP określa swoje pytanie jako konstytucyjne i docelowo chce, by Alberta stała się suwerennym krajem.

Elections Alberta musi uznać zasadność wniosku i zgodność z prawem, zanim wyrazi zgodę na zbieranie podpisów pod formalną petycją o przeprowadzenie referendum. W piątek, 4 lipca, w Albercie weszły w życie złagodzone przepisy i jeśli APP otrzyma zgodę, będzie musiało zebrać 177 tysięcy podpisów w ciągu 120 dni. Wielu z działaczy APP ma związki z amerykańskimi republikanami i, jak powiedział pochodzący z Polski były wicepremier Alberty Thomas Lukaszuk, gdyby nie takie organizacje, Donald Trump "nie mówiłby o Kanadzie jako 51. stanie". - Przedstawiciele APP prowadzili w Waszyngtonie rozmowy na temat warunków dołączenia Alberty jako stanu do USA - podsumował.

APP to ugrupowanie, którego przedstawiciele uczestniczyli w minionych dniach w spotkaniach z Christine Anderson, eurodeputowaną niemieckiej skrajnie prawicowej partii AfD. Anderson po raz kolejny przyjechała do Kanady.

Organizacja na rzecz secesji Alberty chce referendum.
Organizacja na rzecz secesji Alberty chce referendum.
Źródło: Shutterstock

Były wicepremier uprzedził wniosek w sprawie referendum

Lukaszuk dodał, że w Albercie nie można dwa razy organizować referendum w tej samej sprawie, a on już w poniedziałek uzyskał akceptację dla swojego wniosku z 15 maja. Jego pytanie referendalne ma brzmieć: "Czy zgadzasz się, że Alberta powinna pozostać w Kanadzie". - W dzisiejszym świecie stabilizacja jest bardzo ważna, nie możemy być wewnętrznie podzieleni - podkreślił.

Lukaszuk składał swój wniosek, kiedy obowiązywały poprzednie przepisy, wymagające zgromadzenia podpisów przynajmniej 10 procent wyborców w ciągu 90 dni, czyli około 300 tysięcy podpisów. - Czekamy jeszcze na decyzję Elections Alberta, czy wobec naszej kampanii stosuje się stare przepisy, czy już nowe - powiedział Lukaszuk.

- Zainteresowanie wolontariuszy jest bardzo duże, choć formalnie jeszcze nie działamy. Tylko pierwszego lipca, dzień po otrzymaniu zgody, zgłosiło się do nas ok. 300 osób – dodał.

Lukaszuk: zmotywowanych do secesji jest może 10 procent

APP przedstawiła w czwartek plan, w którym twierdzi, że niepodległa Alberta byłaby w lepszej sytuacji finansowej. Lukaszuk komentował, że zwolennicy separatyzmu nie mówią mieszkańcom Alberty o wyzwaniach.

- My będziemy tłumaczyć, że mieszkańcy Alberty nie będą decydować o tym, czy będą mogli nadal używać kanadyjskiego dolara, banków, federalnych lotnisk, portów, paszportów, programów emerytalnych. Nie mamy tu sytuacji "rozwodzę się, ale nadal korzystam ze wspólnego majątku i zaglądam do żony". Alberta, niezależnie od tego, jaka partia tworzy rząd w Ottawie, zawsze jest niezadowolona i przyjmuje separatystyczne opowieści za dobrą monetę. Jednak zmotywowanych do secesji jest może 10 procent - powiedział Lukaszuk.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Indianie zabierają głos w sprawie wezwań z dwóch prowincji do secesji od Kanady

Zwrócił też uwagę na konsekwencje separatystycznych ruchów w Quebecu w latach 70. XX w., Wielkiej Brytanii czy w Hiszpanii. - Biznes uznaje separatyzm za duże ryzyko i ucieka. Bank of Montreal przeniósł swoją siedzibę do Toronto właśnie ze względu na separatystyczne tendencje w Quebecu - dodał Lukaszuk.

W maju na zagrożenia wskazywała Nancy Southern, prezes ATCO, energetyczno-inżynieryjnego holdingu z Calgary. Podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy mówiła o azjatyckich firmach, które np. wstrzymują się z inwestycjami w produkcję wodoru – relacjonowały media.

W piątek APP podkreślała, że pytanie grupy jest konstytucyjne i, jak twierdzi, będzie prawnie ważniejsze niż inicjatywa Lukaszuka. Jednak to właśnie kanadyjska konstytucja może być przeszkodą dla separatystów.

Konstytucja gwarantuje bowiem, że nie będą uchwalane prawa, które naruszają prawa rdzennych mieszkańców, wynikające z traktatów zawieranych jeszcze przed powstaniem Kanady jako państwa. Indianie wielokrotnie uprzedzali o tym separatystów. Lukaszuk skierował w środę list od ruchu Forever Canadian do wodzów, starszyzny i członków indiańskich narodów, wyjaśniając przyczyny swojej inicjatywy referendalnej i prosząc o poparcie.

- Razem możemy wysłać ważny komunikat światu, że Kanada jest zjednoczona, a traktaty z Pierwszymi Narodami nie podlegają negocjacji - podkreślił.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: