Partia Liberalna premiera Justina Trudeau wygrała poniedziałkowe wybory do federalnego parlamentu Kanady - wynika ze wstępnych szacunków. Liberałowie nie zdobyli jednak większości, będą tworzyć mniejszościowy rząd.
Aby uzyskać samodzielną większość w 338-osobowym parlamencie zwycięska partia musi wygrać w 170 okręgach jednomandatowych. Według wstępnych wyników liberałowie zdobyli 157 mandatów.
Konserwatywna Partia Kanady (CPC), która według sondaży miała szansę na utworzenie rządu, uzyskała 122 mandaty (poprzednio 95). Socjaldemokratyczna Nowa Partia Demokratyczna (NDP), która mocno zyskiwała w sondażach, ostatecznie dostała 23 mandaty, co oznacza spadek (poprzednio 39). NDP, szczególnie w Quebecu, straciła na rzecz Bloku Quebeckiego (BQ), który choć jest partią federalną, odwołuje się wyłącznie do mieszkańców francuskojęzycznej prowincji. BQ uzyskało 32 mandaty (poprzednio 10). Liczba deputowanych Zielonej Partii Kanady (GPC) wzrośnie z dwóch do czterech. Dane te nie są jeszcze ostateczne. Będą aktualizowane w miarę spływania wyników z kolejnych komisji wyborczych.
Populistyczna Partia Ludowa Kanady (PPC) nie weszła do parlamentu, tracąc jedynego deputowanego, swojego lidera Maxima Berniera.
Justin Trudeau bez samodzielnej większości będzie musiał liczyć na wsparcie innych partii, by zdobyć wotum zaufania. Jeśli takiego wsparcia nie uzyska, może podać się do dymisji lub poprosić gubernator generalną (reprezentującą królową brytyjską Elżbietę II jako głowę państwa) o zarządzenie nowych wyborów - wskazała telewizja CBC. Gubernator generalna może powierzyć misję sformowania rządu innej partii, ale jeśli proponowany przez nią gabinet nie uzyska wotum zaufania, Kanada może spodziewać się nowych wyborów.
"Najbrudniejsza" kampania wyborcza
Niemniej, kampania, jak podkreślił sam premier, była "najtrudniejszym" wyścigiem wyborczym w Kanadzie. Jego liberałowie musieli poradzić sobie z dwoma dużymi kryzysami.
Pierwszy wybuchł jeszcze w lutym, gdy dziennik "The Globe and Mail" napisał, że przedstawiciele kancelarii premiera wywierali naciski na byłą minister sprawiedliwości Jody Wilson-Raybould, by zamiast kierować do sądu sprawę oskarżanej o łapówki firmy SNC-Lavalin, prokuratura poszła na ugodę.
Tudeau utrzymywał, że starał się uratować miejsca pracy, ale parlamentarny komisarz ds. etyki stwierdził naruszenie reguł. Ostatecznie sprawa SNC-Lavalin trafiła do sądu, a Wilson-Raybould, startując w wyborach jako kandydatka niezależna, deklaruje wolę współpracy z "każdym, kto utworzy rząd".
Media i politycy oskarżyli Trudeau o rasizm, premier wielokrotnie przeprosił, a znajdujący się na tych zdjęciach Kanadyjczycy pochodzący z Indii wyśmiali stawiane mu zarzuty.
Podwójne obywatelstwo i licencja, której nie było
Opozycyjna Konserwatywna Partia Kanady (CPC) od wielu miesięcy starała się natomiast ukrywać niewygodne dla siebie cięcia budżetowe wprowadzone za rządów torysów w Ontario, w związku z czym premier tej prowincji Doug Ford przestał się pokazywać publicznie.
Liderowi konserwatystów Andrew Scheerowi przypomniano też obraźliwą wypowiedź z 2005 roku o legalnych w Kanadzie małżeństwach osób tej samej płci. W październiku, znów "The Globe and Mail" napisał, że Scheer, który innym politykom wytykał zachowanie podwójnego obywatelstwa, sam ma obywatelstwo Kanady i USA. W sierpniu Scheer rozpoczął procedurę zrzekania się obywatelstwa amerykańskiego, ale trwa to wiele miesięcy.
Na jaw wyszło też kłamstwo Scheera, który w oficjalnym życiorysie pisał, że do 2005 roku pracował jako broker ubezpieczeniowy, tymczasem okazało się, że po jego licencji brokerskiej nie ma ani śladu. W ostatnich dniach media opisywały, jak konserwatyści rozpowszechniali fałszywe informacje wśród Kanadyjczyków chińskiego pochodzenia za pomocą chińskiego komunikatora WeChat, z pominięciem kanadyjskich przepisów.
Autor: js,ads/adso / Źródło: PAP