"Wolne i sprawiedliwe wybory" w Birmie już niedługo - wynika ze słów przywódcy birmańskiej junty generał Than Shwe. Birmańska opozycja ma podstawy wątpić w szczerość tych zapowiedzi.
- Parlamentarzyści, którzy według wyborców będą w stanie zapewnić pomyślną przyszłość narodowi zostaną wybrani przez głosowanie - odczytał słowa Shwe jego sekretarz gen. Tin Aung Myint, czwarty najważniejszy członek junty.
Zrobił to podczas obchodów Święta Unii, które upamiętnia rocznicę podpisania porozumienia pomiędzy generałem Aung Sanem i przedstawicielami birmańskich mniejszości etnicznych, na mocy którego w 1947 roku zażądano od Brytyjczyków przywrócenia niepodległości kraju.
Wybory jeszcze w tym roku?
Według Shwe wybory, których dokładnego terminu jeszcze nie wyznaczono, pozwolą mieszkańcom kraju "wybrać swoich przedstawicieli i samemu ubiegać się o elekcję".
Zdaniem analityków, na których powołuje się agencja Kyodo, zapowiadane od dawna wybory obędą się w ostatnim kwartale bieżącego roku.
Birmańskie władze ogłosiły już na początku 2008 roku, że pierwsze od dwóch dekad wybory odbędą się w 2010 roku. Junta zwleka jednak z wprowadzeniem odpowiednich przepisów i ustaleniem ich daty.
Opozycja niezdecydowana
Opozycja nie zdecydowała na razie, czy weźmie udział w wyborach. Jej zdaniem uchwalona w 2008 roku konstytucja jest niesprawiedliwa i ma utrwalić władzę wojskowych.
Gwarantuje im ona 25 proc. miejsc w parlamencie oraz zawiera przepisy, które uniemożliwiają start w wyborach laureatki Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi.
Ostatnie wybory przeprowadzone w 1990 roku wygrała jej opozycyjna Narodowa Liga na rzecz Demokracji. Junta nigdy nie uznała jednak ich wyników, a przywódczynię opozycji zamknięto w areszcie domowym.
Źródło: PAP