Chłopców takich jak pięcioletni Omran, którego zdjęcia obiegły w tym tygodniu świat, przybywa w syryjskich miastach z każdym dniem. Choć społeczność międzynarodowa bije na alarm, nie ma pomysłów na rozwiązanie wyniszczającego konfliktu. Materiał magazynu "Polska i świat".
- W ciągu ostatnich dwudziestu, trzydziestu lat wojny domowe o takiej charakterystyce jak konflikt w Syrii trwały średnio dwanaście, a wedle innych badań nawet do szesnastu lat - wyjaśnia dr Łukasz Fyderek, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W czwartek media obiegł krótki film, na którym widać, jak szary od pokrywającego go kurzu chłopiec wyciągany jest spod gruzów zbombardowanego budynku. Gdy ratownik zostawia go samego w karetce, zdezorientowany pięciolatek przeciera zakrwawione oko i policzek, po czym przygląda się ubrudzonej krwią dłoni i wyciera ją o siedzenie. Nagranie przypomniało o tragicznej sytuacji w Aleppo, gdzie w ostatnich tygodniach nasiliły się walki.
Terenów, których mieszkańcy odcięci są od pomocy humanitarnej, jest jednak więcej. - Na pewnych odcinkach frontu muszą być wstrzymane działania zbrojne, aby konwój z pomocą mógł przejechać - tłumaczy Wojciech Wilk, prezes Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. A na to musiałyby się zgodzić wszystkie strony konfliktu.
- Ostatnio starałem się policzyć i wyszło mi 36 grup, ale może być dużo dużo więcej - mówi dr Ziad Abou Saleh, socjolog z SWPS.
Kilka konfliktów w jednej wojnie
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że konflikt w Syrii to kilka wojen toczonych jednocześnie na jednym terytorium. Opozycja wojuje z reżimem Baszara el Asada. Równolegle trwa walka wspieranych przez koalicję państw zachodnich Kurdów z dżihadystami z tzw. Państwa Islamskiego. Kurdowie walczą także o niepodległość i ustanowienie własnego państwa.
- Mamy co najmniej trzy konflikty, każdy ma trochę inną dynamikę, a rozwiązanie nawet jednego z nich nie gwarantuje rozwiązania kolejnych - tłumaczy dr Łukasz Fyderek.
Może się wydawać, że jedynym rozwiązaniem konfliktu w Syrii byłaby interwencja militarna zachodu. Szanse są jednak znikome
- Operacja lądowa wymagałaby zaangażowania nie dziesiątek tysięcy, ale przynajmniej stu-dwustu tysięcy żołnierzy, jeśli chcielibyśmy mieć pełną kontrolę nad danym obszarem, który w pierwszej fazie musielibyśmy wręcz spacyfikować - uważa Mariusz Cielma, z "Nowej techniki wojskowej".
Nie tylko skala ewentualnego zaangażowania militarnego Zachodu jest problemem. Żeby w ogóle mówić o interwencji, trzeba mieć, gdzie ją przygotować. W świetle ostatnich wydarzeń mało prawdopodobne wydaje się umiejscowienie baz wojskowych potencjalnej koalicji w Turcji. Iran jest wrogo nastawiony wobec Zachodu, a Irak jest państwem upadłym. Mało realne jest umieszczenie ich w Libanie. Zostaje jedynie Jordania.
- Ten konflikt jest w tym sensie nie do rozwiązania, że ani nie da się obalić Asada, ani nie da się uratować integralności Syrii - ocenia prof. Roman Kuźniar z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.
Według różnych szacunków w ciągu pięcioletniej wojny domowej w Syrii zginęło od 250 do 480 tys. osób.
Autor: kg/ja / Źródło: tvn24