Jeden kandydat, bomby i strzały. Wybory w Jemenie


W przeddzień wyborów prezydenckich, które mają przełamać impas polityczny w Jemenie, atmosfera daleka jest od przełomu i bardziej przypomina ostatnie krwawe miesiące. W lokalu wyborczym w Adenie, na południu Jemenu, wybuchła bomba, a zamaskowani napastnicy ostrzelali patrol wojskowy, zabijając jedną osobę.

"Siła wybuchu wybiła dziurę w ścianie budynku, gdzie mieści się lokal wyborczy, a w pobliskich domach wyleciały szyby" - podały miejscowe władze. Nikt nie został ranny. Chwilę później grupa zamaskowanych osób ostrzelała patrol wojskowy, zabijając jednego żołnierza i raniąc kolejnego. W sprawie incydentów wszczęto śledztwo, na razie nie udało się ustalić, czy są ze sobą powiązane.

Do strzelaniny i wybuchu doszło na dzień przed zaplanowanymi na wtorek wyborami prezydenckimi.

Jeden kandydat

Wybory odbędą się w ramach porozumienia wypracowanego przez Radę Współpracy Zatoki Perskiej. W myśl tej umowy rządzący od wielu lat Jemenem prezydent Ali Abd Allah Salah zrzekł się władzy w zamian za immunitet, dzięki któremu nie odpowie przed sądem za śmierć setek ludzi podczas zeszłorocznych demonstracji, brutalnie tłumionych przez siły rządowe.

Obecnie władzę w kraju sprawuje wiceprezydent Abd ar-Rab Mansur al-Hadi, który jest jedynym kandydatem we wtorkowych wyborach. Jego przejściowa kadencja ma potrwać dwa lata, później mają się odbyć wybory parlamentarne i prezydenckie.

Ulica za

W ubiegłym tygodniu Hadiego poparła ulica, co oznacza zmianę podejścia do planu Rady Współpracy Zatoki Perskiej, mającego poparcie ONZ, który zakładał oddanie władzy przez prezydenta Salaha, w zamian za co uzyskał on immunitet. Partia Salaha, Powszechny Kongres Ludowy (GPC), zgodziła się podzielić władzą z opozycją po wcześniejszym tłumieniu przemocą wielomiesięcznych antyrządowych protestów. W starciach zginęło łącznie ponad 250 osób.

Podczas demonstracji 10 lutego wiele osób krzyczało: "Hadi, Hadi uratuj kraj". Na wielkim billboardzie w centrum stolicy Jemenu Sany zaprezentowano plakaty z uśmiechniętym wiceprezydentem i podpisem: "Start nowej ery w życiu Jemenu".

Nie każdy będzie głosował

Nie dla każdego. Wybory mają zbojkotować secesjoniści z południa i szyickie bojówki z północy Jemenu. Reuters ocenia jednak, że nie jest prawdopodobne, by któraś z tych grup była odpowiedzialna za incydenty w Adenie.

W wyniku protestów i represji Jemen znalazł się na skraju wojny domowej i kryzysu humanitarnego. Salah przez wiele lat był popierany przez Arabię Saudyjską i USA jako sojusznik w walce z Al-Kaidą. Zdaniem ekspertów w ostatnich miesiącach zeszłego roku Al-Kaida praktycznie przejęła kontrolę nad południowym Jemenem.

Źródło: PAP