Kokpity samolotów pasażerskich po zamachach z 11 września zamieniły się w fortece, co miało zredukować ryzyko wtargnięcia do nich terrorystów. W przypadku feralnego lotu airbusa Germanwings zadziałało to jednak odwrotnie. Kapitan najprawdopodobniej robił wszystko, aby się dostać do środka, ale uniemożliwiły mu to zabezpieczenia.
Według francuskich śledczych badających katastrofę airbusa A320 linii Germanwings we Francji, dowódca samolotu wyszedł z kokpitu niedługo po osiągnięciu wysokości przelotowej. Pozwalały mu na to przepisy. Prawdopodobnie potrzebował pójść do łazienki.
Pierwszy kod nie zadziałał
W normalnej sytuacji, aby wrócić do kokpitu, wystarczyłoby wpisać kod na klawiaturze umieszczonej w pobliżu drzwi. Uruchomiłoby to sygnał alarmowy w kabinie pilotów. Zgodnie z zasadami pozostały w niej pilot powinien sprawdzić obraz z kilku kamer pokazujących okolice drzwi, aby upewnić się, że chcąca wejść osoba jest rzeczywiście członkiem załogi i nie jest sterroryzowana. Następnie drugi pilot powinien sięgnąć do przełącznika, który w tym konkretnym A320 znajduje się pomiędzy fotelami, bliżej miejsca kapitana i zwolnić blokadę drzwi. W wypadku feralnego lotu Germanwings tego nie zrobił. W efekcie drzwi pozostały zablokowane. W obliczu braku reakcji kolegi, kapitan najpewniej mógł zacząć podejrzewać, że jego kolega zasłabł lub ma jakiś inny problem. Pukał do drzwi i głośno mówił oczekując na odzew. Gdy ten nie nastąpił, najpewniej postanowił skorzystać z kodu awaryjnego.
Kod awaryjny nie pomógł
Druga kombinacja cyfr, którą według przedstawicieli Lufthansy znają wszyscy członkowie załogi, służy do odblokowania drzwi w sytuacji nadzwyczajnej. W teorii ma to umożliwić dostanie się do kokpitu, gdy piloci lub pilot zasłabną lub zostaną w jakiś sposób obezwładnieni.
Po wprowadzeniu awaryjnego kodu w kabinie pilotów rozlega się alarm, który standardowo trwa 30 sekund. Jeśli w tym czasie załoga nie zareaguje, drzwi otwierają się automatycznie na kilka sekund. W wypadku lotu Germanwings tak się jednak nie stało. Według francuskich śledczych drugi pilot musiał świadomie zablokować otwarcie drzwi. System na to pozwala, na wypadek, gdyby ktoś niepowołany poznał kod awaryjny i próbował przy jego pomocy wedrzeć się do kokpitu. Nikt nie założył, że tym "złym" okaże się jednak pilot w kokpicie. Przed tym nie ma już zabezpieczenia.
Beznadziejne próby dostania się do kabiny
W tym momencie kapitan musiał się zorientować, że dzieje się coś bardzo złego i jego kolega wcale nie zemdlał. W ostatnich minutach lotu słychać walenie do drzwi i krzyki. Kapitan, być może przy pomocy innych członków załogi lub pasażerów, zapewne próbował sforsować zamknięte drzwi. Na ich nieszczęście po zamachach z 11 września zostały one tak wzmocnione, że są nie do sforsowania bez ciężkiego sprzętu. - Drzwi są opancerzone i dostęp do kokpitu jest właściwie niemożliwy bez zgody załogi. Nawet przy pomocy broni palnej - mówił w czwartek szef Lufthansy i Germanwings, Carsten Spohr. Samolot z łącznie 150 osobami na pokładzie wbił się ostatecznie w zbocza francuskich Alp. Nikt nie przeżył. Według francuskich śledczych był to efekt celowego i świadomego działania drugiego pilota, 28-letniego Andreasa Lubitza. Niemieckie media w kolejnych godzinach ujawniły, że najprawdopodobniej miał problemy psychiczne i zataił ten fakt przed pracodawcą.
Autor: mk//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl | Artur Tarkowski