Po wtorkowym uwolnieniu dziennikarza śledczego Iwana Gołunowa, środowa akcja na rzecz jego poparcia podzieliła środowiska dziennikarskie. Galina Timczenko, szefowa portalu Meduza, w którym pracuje Gołunow, wezwała dziennikarzy i aktywistów, by nie demonstrowali. Wielu wyszło jednak na ulice. Po godzinie 15 czasu polskiego OWD-Info - organizacja monitorująca zatrzymania w Rosji - podała, że policja zatrzymała ponad 400 osób.
36-letni dziennikarz śledczy Iwan Gołunow został zatrzymany 6 czerwca, a potem umieszczony w areszcie domowym. Jego zatrzymanie wywołało protest dziennikarzy i obrońców praw człowieka.
Gołunow niespodziewanie uwolniony
We wtorek 11 czerwca Gołunow został nieoczekiwanie uwolniony.
Po wyjściu z aresztu ogłosił między innymi, że nie weźmie udziału w zapowiadanym na 12 czerwca - w Dniu Rosji - marszu na rzecz jego poparcia. Także szefowa portalu Meduza Galina Timczenko apelowała do dziennikarzy i aktywistów, by nie brali udziału w demonstracji.
Nie wszyscy jednak jej posłuchali. Dziennikarz opozycyjnej "Nowej Gaziety" i moskiewski radny Ilja Azar ocenił, że "ludzie i tak przyjdą na demonstrację" i zapowiedział, że sam weźmie w niej udział. Postulatem tych, którzy mimo uwolnienia Gołunowa postanowili protestować, jest żądanie ukarania tych, którzy doprowadzili do aresztowania dziennikarza.
Więźniarki i ogrodzony plac
Ostatecznie marsz się odbył. Rozpoczął się o godzinie 12.30 (11.30 polskiego czasu). Jak podał portal telewizji Dożdż, wokół stacji metra Czystyje Prudy, gdzie gromadzili się ludzie, policja ustawiła więźniarki i autobusy. Plac został ogrodzony. Policjanci mają na sobie kamizelki kuloodporne i pojemniki, prawdopodobnie z gazem łzawiącym.
Po godzinie 16 czasu moskiewskiego (15 w Polsce) organizacja OWD-Info, monitorująca zatrzymania w Rosji, podała że policja zatrzymała blisko sto osób. Wśród zatrzymanych jest jeden z liderów opozycji Aleksiej Nawalny. Policjanci zatrzymywali także dziennikarzy. Do aresztu trafiali zarówno ci, którzy brali udział w marszu, jak i ci, którzy relacjonowali to wydarzenie.
Masowe zatrzymania zaczęły się, gdy uczestnicy protestu próbowali przejść od stacji metra Czystyje Prudy do komendy stołecznej policji przy ulicy Pietrowka. Policja zagrodziła ulice i zaułki, by uniemożliwić przemieszczenia się grupy. W zatrzymaniach brali udział funkcjonariusze oddziałów specjalnych policji - OMON i gwardii narodowej (Rosgwardii).
W komunikacie, wydanym wcześniej w środę, władze Moskwy podały, że "wymogi przygotowania imprez publicznych i ograniczony czas nie pozwalają na zapewnienie bezpieczeństwa publicznego w pełnym zakresie". Zaapelowały, by "obywatele nie ulegali prowokacjom i wstrzymali się od udziału w zgromadzeniu, na które nie wydano zezwolenia".
Oskarżenie o narkotyki
Po zatrzymaniu Gołunowa policja ogłosiła, że miał przy sobie i w domu narkotyki. Dziennikarz nie przyznał się do winy, a jego adwokaci zapewnili, że narkotyki zostały mu podrzucone. 8 czerwca został skazany na dwumiesięczny areszt domowy.
Gołunow pracuje dla niezależnego portalu informacyjnego Meduza, którego redakcja mieści się na Łotwie. W swych materiałach badał domniemane transakcje korupcyjne w moskiewskim merostwie i działania nielegalnego biznesu. W jego obronie stanęły nie tylko środowiska dziennikarskie, ale także przedstawiciele władz. Szefowa izby wyższej parlamentu Walentina Matwijenko skrytykowała działania policji. Prokurator generalny Jurij Czajka zapowiedział, że obejmie śledztwo w sprawie Gołunowa "ścisłą kontrolą".
Autor: tas\mtom,rzw / Źródło: echo.msk.ru, tvrain, ovdinfo.org, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Yuri Kochetkov/PAP/EPA