Władze Hongkongu wyciągają przepis z kolonialnego lamusa. Zakazują zasłaniania twarzy


Rząd Hongkongu skorzystał z wprowadzonych w czasach kolonialnych, nieużywanych od pół wieku przepisów o stanie kryzysowym i zabronił zasłaniania twarzy w czasie "nielegalnych zgromadzeń". Zakaz wejdzie w życie w sobotę i ma powstrzymać falę protestów.

O wprowadzeniu zakazu poinformowała w piątek szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam na konferencji prasowej z udziałem całego jej gabinetu. Uzasadniła to eskalacją przemocy na ulicach miasta. - Biorąc pod uwagę obecną sytuację w Hongkongu, jest to konieczna decyzja - powiedziała. Podkreśliła jednak, że nie ogłasza stanu kryzysowego w regionie.

- Ponieważ obecna sytuacja w oczywisty sposób doprowadziła do poważnego zagrożenia publicznego, szefowa administracji (...) zdecydowała dziś rano na specjalnym posiedzeniu o skorzystaniu z uprawnień przewidzianych rozporządzeniem o regulacjach kryzysowych, by wprowadzić nowe przepisy zakazujące zakrywania twarzy - powiedziała Lam.

Z dokumentów przekazanych dziennikarzom na konferencji wynika, że od północy z piątku na sobotę za noszenie masek podczas demonstracji, zarówno tych uzgodnionych z władzami, jak i nielegalnych, grozić będzie do roku więzienia lub grzywna w wysokości do 25 tys. dolarów hongkońskich (ok. 12,6 tys. zł) - podała stacja RTHK. Dopuszczono pewne wyjątki, w tym zasłanianie twarzy z powodów religijnych czy zdrowotnych.

Według Lam przepisy mają odstraszyć zamaskowanych demonstrantów przed dopuszczaniem się aktów wandalizmu i przemocy. - Jako odpowiedzialny rząd, mamy obowiązek użyć wszelkich dostępnych środków, by zatrzymać eskalację przemocy i przywrócić spokój w społeczeństwie - powiedziała.

Sprzeciw na ulicy

Przeciwko zakazowi na ulicach centrum miasta protestowały w piątek tysiące osób. Opozycja sprzeciwia się też używaniu przez władze przepisów o stanie kryzysowym, które teoretycznie przyznają szefowej administracji niemal nieograniczone uprawnienia.

Popierana przez Pekin administracja Hongkongu od czterech miesięcy bezskutecznie stara się powstrzymać falę prodemokratycznych protestów, które pogrążyły tę byłą brytyjską kolonię w największym kryzysie politycznym od przekazania jej Chinom w 1997 roku.

O wprowadzenie zakazu noszenia masek apelowały do władz dwie największe prorządowe partie w hongkońskim parlamencie oraz jedno ze stowarzyszeń policyjnych. Propekińska posłanka Elizabeth Quat przywoływała prawo kanadyjskie, które przewiduje nawet 10 lat więzienia za zasłanianie twarzy podczas zamieszek i nielegalnych zgromadzeń.

Zakazu noszenia masek domagało się również ok. 40 osób, które demonstrowały w czwartek w parku Tamar w okolicy budynków rządowych w dzielnicy Admiralty. Ich zdaniem zakaz powinien jednak obowiązywać wszystkich mieszkańców, w tym także policjantów, którzy w czasie starć również najczęściej zasłaniają twarze.

Niezupełnie jak na Zachodzie

Komentatorzy podkreślają, że w krajach zachodnich zakazy uchwalane były przez demokratycznie wybrane parlamenty. Lam skorzystała tymczasem ze starych przepisów o stanie kryzysowym, które przyznają szefowi administracji Hongkongu olbrzymie uprawnienia, w tym do dowolnej zmiany prawa z pominięciem parlamentu, jeśli uzna on, że zaistniała "sytuacja kryzysowa lub zagrożenia publicznego".

Na konferencji Lam podkreśliła, że "Hongkong nie znajduje się w stanie kryzysowym", ale "jesteśmy w sytuacji poważnego zagrożenia", co upoważnia ją do skorzystania z przepisów kryzysowych.

W takiej sytuacji szef hongkońskich władz może uzyskać również inne, szerokie uprawnienia, w tym do zatwierdzania aresztowań, przeszukań, kar i deportacji, konfiskaty mienia, cenzury prasy oraz przejęcia kontroli nad całym handlem, transportem i przemysłem w mieście.

Część ekspertów ostrzegała, że skorzystanie z tych przepisów będzie niebezpiecznym precedensem i może zagrozić pozycji Hongkongu jako światowego centrum finansowego.

Krwawy wtorek

We wtorek, gdy w Pekinie świętowano 70-lecie komunistycznej ChRL, w wielu częściach Hongkongu dochodziło do starć pomiędzy policją a uczestnikami prodemokratycznych protestów. Policja użyła 1400 granatów z gazem łzawiącym, 900 gumowych kul i sześciu sztuk ostrej amunicji. W czasie starć jeden z funkcjonariuszy postrzelił śmiertelnie w klatkę piersiową 18-letniego demonstranta. Zatrzymano 269 osób, a około 100 zostało rannych.

Jak podaje agencja Reutera, przed wtorkowymi starciami zmianie uległy zasady użycia siły przez policję; usunięto m.in. zapis, że policjanci powinni odpowiadać za swoje działania. Policja odmówiła ujawnienia szczegółów, gdyż mogłoby to jej zdaniem utrudnić funkcjonariuszom pracę.

HongkongPAP

Autor: mtom / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: