Była wyczerpana i poraniona, ale szczęśliwa. Odnaleziona po 17 dniach turystka, która zaginęła podczas wycieczki po rezerwacie na Hawajach, opowiedziała o swoich przeżyciach.
35-letnia instruktorka jogi Amanda Eller zaginęła 8 maja podczas wędrówki przez rezerwat Makawao. Zgubiła się, gdy, jak wspominała, położyła się na przewróconym drzewie, zamknęła oczy i medytowała, po czym straciła orientację i nie była pewna drogi powrotnej do samochodu.
Kobietę znaleziono w ubiegły piątek na dnie wąwozu, do którego wpadła i z którego nie mogła się już wydostać. Była ledwo żywa i poparzona przez słońce. Jak wspominała we wtorek - siedząc na wózku inwalidzkim, w towarzystwie rodziców, przed szpitalem w Maui na Hawajach - w czasie prób powrotu do cywilizacji przetrwała chłodne noce, spanie w norach dzików, przedzieranie się boso przez potoki i jedzenie roślin.
Gdy dotarli do niej wynajęci przez rodziców ratownicy, miała poważną ranę kolana, spuchnięte i zainfekowane kostki oraz wiele skaleczeń. Odnaleziono ją w znacznej odległości od auta. Jak wspominała, około 20 razy podejmowała próbę zwrócenia na siebie uwagi załóg przelatujących nad wyspą śmigłowców. - Czułam się niewidzialna - wspominała. W końcu się udało.
Kobietę wciągnięto do śmigłowca i przetransportowano do szpitala. Jeszcze tego samego dnia, ze szpitalnego łóżka, pierwszy raz opowiedziała o swoich przeżyciach.
Jak mówiła we wtorek, medytacja pomogła jej zachować spokój ducha. - Cała ta podróż była dla mnie niezwykłym duchowym przeżyciem. To była szansa na pozbycie się wszelkich udogodnień świata i zobaczenia tego, co zostało - dodała. Zaznaczyła jednak, że niemądrym posunięciem było niezabranie ze sobą na wyprawę telefonu komórkowego. - To było niemądre - przyznała.
Autor: akw / Źródło: Reuters