Po sześciu latach konfliktu dla ludzi polityka nie jest już priorytetem, nikt nie debatuje rozwiązań politycznych publikowanych przez rządy czy ONZ. Ludzie tak naprawdę muszą przetrwać - tak codzienność w Syrii opisywał na antenie TVN24 BIS Paweł Krzysiek, rzecznik Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Syrii. W poniedziałek w ataku na konwój humanitarny ONZ w tym kraju zginęło 12 wolontariuszy i kierowców.
W poniedziałek wieczorem doszło do ostrzału z powietrza ciężarówek z pomocą humanitarną ONZ dla prowincji Aleppo. W ataku w Urm al-Kubra zginęło 12 osób: wolontariuszy i kierowców – podało biuro wysłannika ONZ Staffana de Mistury. Po ataku ONZ zawiesiła wszystkie konwoje z pomocą humanitarną dla Syrii, a Czerwony Krzyż - pomoc dla czterech miast do czasu, gdy jego pracownikom zostanie przywrócone bezpieczeństwo.
Dowieźć pomoc mimo zagrożenia
- Syria to jeden z krajów, w którym pomoc humanitarna jest niezwykle trudna, to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc. W ciągu sześciu lat konfliktu syryjskiego 57 wolontariuszy Czerwonego Półksiężyca straciło życie - powiedział na antenie TVN24 BiS Paweł Krzysiek, rzecznik Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Syrii. Czerwony Półksiężyc jest muzułmańskim odpowiednikiem Czerwonego Krzyża.
Paweł Krzysiek przyznał, ten atak bez wątpienia będzie miał wpływ na dalsze działanie wolontariuszy w tym kraju. Podkreślił zarazem, że bez przyzwyczajenia się do ciągłego zagrożenia nie jest w ogóle możliwa praca wolontariuszy w Syrii.
- Dla mnie ryzyko wiąże się z codziennością, jesteśmy świadomi, że ta praca jest niebezpieczna. Mamy sytuacje, że przejeżdżamy przez linię frontu, konwój dostaje się pod ostrzał, zazwyczaj ostrzał "pośredni", nie jesteśmy celem tak jak wczoraj. Czasem zdarza się, że musimy za linią frontu zostać na całą noc, śpimy w magazynach na podłodze słysząc bombardowania - powiedział. - Ale jeżeli my nie będziemy tej pomocy dowozić, ci ludzie zostaną bez jakiejkolwiek możliwości, by pomoc otrzymać - dodał.
"Ludzie muszą przetrwać"
Rzecznik Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Syrii zaznaczał, że to syryjska ludność cywilna cierpi najbardziej. - Życie tych ludzi jest bardzo tragiczne, po każdej wizycie za linią frontu wracam z ciężkim sercem. Czasem nie mogę spać, płaczemy w biurze - przyznał.
- Ci ludzie przez sześć lat żyją "na minie", przy minimalnej pomocy humanitarnej, z którą uda się dojechać, bez nadziei na pokojowe rozwiązanie (konfliktu). Spotykam matki, które muszą rodzić w salach położniczych przerobionych z warsztatów samochodowych, albo odwiedzam ludzi w podziemnym szpitalu, ponieważ na powierzchni nie ma już żadnych budynków do tego przystosowanych. W Madaji w styczniu spotkałem ludzi, którzy musieli gotować trawę, przez miesiące jedli ryż i soczewicę gotowaną z wodą - wymieniał.
Jak przyznał Paweł Krzysiek, w Syrii "po sześciu latach konfliktu dla ludzi polityka nie jest już priorytetem", liczy się tylko to, aby przeżyć. - Nikt nie wierzy w jakieś rozwiązanie, nikt nie debatuje rozwiązań politycznych, które publikowane są przez rządy czy ONZ. Ludzie tak naprawdę muszą przetrwać, sytuacja jest dramatyczna nawet w miejscach spokojniejszych, takich jak Damaszek - podkreślił.
- Dla przykładu dolar amerykański przed wojną kosztował 56 funtów syryjskich, teraz kosztuje 550 funtów syryjskich, co wiąże się z niesamowitym wzrostem cen żywności. Mówimy o braku elektryczności, ograniczonych zasobach wody, systemach zdrowotnych, które upadły, o produktach, które nie są już dostępne na rynku syryjskim - wymieniał rzeczywiste, codzienne zmartwienia Syryjczyków.
Krwawy koniec rozejmu
Do nalotów i wzmożenia działań bojowych w prowincji Aleppo doszło po ogłoszeniu w poniedziałek przez syryjską armię zerwania trwającego od tygodnia zawieszenia broni w Syrii. Oficjalny Damaszek obarczył odpowiedzialnością za wielokrotne łamanie rozejmu zwalczających reżym Baszara al-Asada.
Wcześniej syryjscy rebelianci oświadczyli, że rozejm praktycznie się załamał i nie ma nadziei, by pomoc dotarła do kontrolowanej przez rebeliantów wschodniej części Aleppo, gdzie jest pilnie potrzebna.
Jak poinformowała syryjska armia, rozejm wygasł w niedzielę o godzinie 23.59 czasu miejscowego (godz. 22.59 w Polsce). Obowiązywał od 12 września na mocy uzgodnień podjętych przez Rosję i USA. Jego celem było m.in. umożliwienie dotarcia pomocy humanitarnej do oblężonych dzielnic Aleppo oraz innych miejsc, gdzie mieszkańcy potrzebują pilnie żywności, lekarstw, paliwa i innych artykułów.
Co najmniej 300 tys. ludzi zginęło, a miliony opuściły swe domy w wyniku wojny domowej w Syrii, która wybuchła w marcu 2011 roku.
Autor: mm//gak / Źródło: TVN24 BiS, PAP