Na Ukrainie powołano instytucję, który ma koordynować współpracę z NATO i UE ws. bezpieczeństwa. Problem w tym, że za najważniejszy strategiczny kierunek będzie odpowiadał generał sowieckiego KGB, tropiciel dysydentów, krytykowany także za rolę, jaką dogrywał na niepodległej Ukrainie w latach 90.
We wtorek premier Arsenij Jaceniuk potwierdził de facto, że Ukraina chce w przyszłości wejść do NATO. Powiedział bowiem, że jego kraj będzie dążył do porzucenia "statusu pozablokowego", zapisanego w prawie w 2010 r. z inicjatywy ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza.
W środę szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) Wałentyn Naływajczenko ogłosił powołanie Sekretariatu Współpracy ws. Bezpieczeństwa z NATO i UE. Nowa struktura będzie koordynować kontakty państwowych instytucji ukraińskich z Sojuszem i strukturami bezpieczeństwa krajów członkowskich Unii. Ma to być też demonstracja, że Kijów nie tylko dużo mówi o integracji z Zachodem, ale zaczyna też coś robić.
Sekretariat...
Naływajczenko podkreślił, że Sekretariat Współpracy ws. Bezpieczeństwa z NATO i UE odegra ważną rolę w wypełnieniu obietnic, jakie prezydent Petro Poroszenko złożył na szczycie Sojuszu odnośnie reform w obszarze bezpieczeństwa Ukrainy.
- Najważniejsze jest wznowienie współpracy w kwestii reformowania całego sektora bezpieczeństwa, wszystkich struktur bezpieczeństwa. Po drugie, to przywrócenie pełnowartościowej kontroli obywatelskiej działalności służb specjalnych i innych struktur związanych z bezpieczeństwem na Ukrainie. Po trzecie, to wznowienie i podniesienie na wyższy poziom planu i strategii współpracy Ukraina-NATO – powiedział szef SBU.
...i jego szef
Naływajczenko przedstawił też szefa Sekretariatu. To generał w stanie spoczynku Jewhen Marczuk. To on będzie nadzorował i koordynował międzynarodową współpracę Ukrainy w obszarze bezpieczeństwa. Niewątpliwie nie brakuje mu doświadczenia w tych kwestiach, bo był pierwszym szefem SBU w niepodległej Ukrainie. Ale ta kandydatura musi budzić duże wątpliwości, a nawet zdumiewa – jeśli wziąć pod uwagę, że Kijów mówi o "nowym otwarciu" i radykalnej zmianie kursu ze wschodniego na zachodni.
Obejmując funkcję szefa Sekretariatu Marczuk oświadczył, że odejście od polityki neutralności da "nowy impuls" Ukrainie do współpracy z NATO i UE. Choć dodał od razu, że Ukraina będzie musiała długo kroczyć "długą i trudną drogą", zanim będzie mogła wejść do NATO.
Mówi to 73-letni generał, mający za sobą wieloletnią karierę w KGB - od podporucznika do generała armii. Na dodatek w zarządzie zajmującym się zwalczaniem opozycji.
Kiedy Ukraina uzyskała niepodległość, z automatu Marczuk stał się jedną z najważniejszych osób w tworzących się strukturach bezpieczeństwa. Był pierwszym szefem SBU (1991-1994), a przez następne dwie dekady zajmował stanowiska ministra obrony, wicepremiera, premiera, sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Był deputowanym, współpracował i z Leonidem Krawczukiem, i z Leonidem Kuczmą, i z Wiktorem Juszczenką. Teraz sięgnął po niego kolejny prezydent.
W V Zarządzie KGB
Jewhen Kyryłowicz Marczuk (ur. 1941) pracę w organach bezpieczeństwa zaczął w 1963 r. - w zarządzie KGB w obwodzie kirowogradzkim. To wersja oficjalna. Nieoficjalnie KGB miało go zwerbować już w czasie studiów pedagogicznych.
Niemal cała kariera Marczuka w KGB to praca w osławionym V Zarządzie. Czym była ta struktura? Została utworzona w 1967 r. na wniosek ówczesnego szefa KGB Jurija Andropowa. V Zarząd odpowiadał za "działalność kontrwywiadowczą w walce z ideologicznymi dywersjami przeciwnika". Co oznaczało prześladowanie wszelkich dysydentów, opozycjonistów, krytyków władzy sowieckiej.
Szczególnie dużą skalę te represje miały na sowieckiej Ukrainie, gdzie KGB ścigało też "ukraińskich nacjonalistów". Marczuk musiał się wyróżniać, bo dosłużył się orderu Czerwonego Sztandaru Pracy i piął się konsekwentnie w górę. Był kolejno młodszym śledczym, starszym śledczym, naczelnikiem wydziału, zastępcą naczelnika zarządu, naczelnikiem inspekcji KGB.
Do 1977 r. Marczuk pracował jako oficer operacyjny. Potem przeszedł na stanowiska kierownicze. W 1988 r. stanął na czele KGB w obwodzie połtawskim. Potem trafił do Kijowa, zostając naczelnikiem V Zarządu KGB Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. W 1990 r. - już jako generał - został 1. zastępcą szefa ukraińskiego KGB. Niedługo potem upadł ZSRR, a Ukraina stała się niepodległym państwem.
Zmiana szyldu
W tym czasie (od czerwca do listopada 1991) Marczuk był ministrem ds. obrony, bezpieczeństwa narodowego i sytuacji nadzwyczajnych Ukrainy. KGB USRR zostało przemianowane na SBU, a kierownictwo było to samo. Gen. Nikołaj Gołuszko, p.o. szefa SBU, szybko jednak wyjechał do Rosji (gdzie został potem wiceministrem bezpieczeństwa). W listopadzie 1991 Marczuk wrócił więc na stare śmieci - został szefem SBU. Aż do lipca 1994 r.
W późniejszych wywiadach tłumaczył się, że miał w służbie fatalną sytuację. Tysiące oficerów wyjechało z Ukrainy do swoich rodzimych republik, tych braków nie wypełniły powroty ukraińskich funkcjonariuszy KGB z innych zakątków upadłego ZSRR.
Tyle że Marczuk nie skorzystał z historycznej okazji i nie przeprowadził realnej reformy służb. SBU była kontynuacją lokalnego KGB, wraz ze wszystkimi tego złymi konsekwencjami. W tym powiązaniami z Rosją. Do tego doszedł gwałtowny rozwój przestępczości i korupcji.
Blisko z Rosjanami
Krytycy wypominają Marczukowi, że w 1991 roku, już po ogłoszeniu niepodległości przez Ukrainę, kierował operacją wywiezienia do Rosji dużej części archiwów KGB USRR, w tym wszystkich teczek agentów. Do dziś te materiały Moskwa może wykorzystywać do szantażu i werbunku ukraińskich polityków, biznesmenów czy dziennikarzy.
Jako szef SBU Marczuk w publicznych wypowiedziach podkreślał, że ukraińska służba i jej cele są zupełnie inne, niż rosyjskich następców KGB. W rzeczywistości nawet ustawa regulująca działalność SBU była wierną kopią rosyjskiego rozwiązania prawnego. Krytycy wskazywali też na bliskie związki Marczuka ze swym byłym szefem Gołuszką, gdy ten został wiceministrem bezpieczeństwa Rosji.
W tamtym latach w skład SBU wchodziły zarówno kontrwywiad, jak i wywiad. Ukraińcy podpisali w latach 1992-1993 umowy o współpracy zarówno z rosyjskim wywiadem (SWR), jak i Ministerstwem Bezpieczeństwa Rosji.
W marcu 1994, na krótko przed odejściem z SBU, Marczuk mówił w jednym z wywiadów prasowych: "Mamy umowę z rosyjskimi służbami specjalnymi. W przypadkach, gdy interes jest obopólny, my pomagamy im, a oni nam. Tak się składa, że grupa z rosyjskiej FSK (kontrwywiad rosyjski - red.) jest teraz w Kijowie i razem planujemy skomplikowaną operację. Nie spotkaliśmy się z tym, by ktokolwiek z rosyjskiego kontrwywiadu angażował się w jakieś dywersyjne działania przeciwko nam".
Dziś Naływajczenko widzi to jednak nieco inaczej. - Jewhen Kiryłowicz już od początku lat 90. na państwowym szczeblu stopniowo realizował ideę wejścia Ukrainy do NATO, opracowywał strategię pogłębionego partnerstwa z Sojuszem. Właśnie człowiek z takim doświadczeniem pomoże dziś zrobić decydujące kroki w stronę odbudowania tej kwestii i powrotu na drogę współpracy bezpieczeństwa zbiorowego – mówił w środę szef SBU.
Apolityczny, ale...
Z perspektywy ponad 20 lat przyznać trzeba, że Marczuk był jednym z najmniej podatnych na naciski polityczne szefów SBU. Choć i ówczesny prezydent Krawczuk nie próbował wykorzystywać dla własnych celów służby specjalne aż w takim stopniu, jak jego następcy.
Marczuk przetrwał polityczne sztormy, ale nie był w stanie zapobiec korupcji i zabójstwom na zlecenie.
W latach 1991-1994 SBU pod wodzą Marczuka nie wszczęła nawet jednego śledztwa ws. korupcji (a był to okres masowego przejmowania własności państwowej), w którym pojawiłoby się nazwisko kogoś z rządzącej elity.
Marczuka krytykuje się za dopuszczenie do rozwoju w całym kraju grup przestępczych złożonych z lokalnych bandytów, milicjantów i pracowników SBU, które odgrywały dużą rolę w krwawych porachunkach polityczno-biznesowych (tzw. bandy wilkołaków). Z ich rąk zginęło wielu znanych biznesmenów, urzędników i polityków.
Sprawy Szczerbania i Czornowiła
Przeciwnicy Marczuka wiążą jego nazwisko także z głośnymi sprawami zabójstw: Jewhena Szczerbania, Wadima Hetmana i Wiaczesława Czornowiła.
Do dziś śledztwo nie wyjaśniło roli Marczuka w sprawie deputowanego Szczerbania. W 1996 r. wówczas jeden z najbogatszych ludzi na Ukrainie został rozstrzelany przez zamachowców na lotnisku w Doniecku. Krótko przed tym Szczerbań miał się spotkać z Marczukiem. Po śmierci biznesmena-polityka, należąca do niego najpopularniejsza w kraju w latach 1998-1999 gazeta „Deń” została przejęta przez Marczuka. Ukraińskie media pisały też wówczas dużo o „kijowskiej bandzie wilkołaków”, której szef Ihor Honczarow był współpracownikiem Marczuka i działał w jego sztabie wyborczym podczas kampanii przed wyborami do parlamentu.
Przeciwnicy Marczuka oskarżają go też, że kazał zniszczyć kluczowy dowód mający wskazywać, że śmierć Czornowiła w wypadku samochodowym była tak naprawdę zamachem. Była to kaseta wideo z zeznaniem milicjanta, członka „szwadronu śmierci”. Nazwisko Marczuka pojawia się w też w sprawie zamordowania dziennikarza Georgija Gongadzego.
Rządowe posady, stare powiązania
Na krótko przed przegranymi wyborami latem 1994, prezydent Krawczuk mianował Marczuka wicepremierem ds. bezpieczeństwa narodowego. To oznaczało nadzór nad całością operacji związanych z bezpieczeństwem, a nie tylko tych SBU.
Nowym szefem SBU został dotychczasowy 1. zastępca Rosjanin Walerij Malikow (w KGB od lat 70.) Wkrótce zastąpił go inny weteran KGB, Wołodymyr Radczenko. Brał udział w represjach wobec dysydentów, rok wcześniej jego nominacja na szefa MSW wywołała fale oburzenia. Jak pisał jeden z komentatorów: "Trudno sobie wyobrazić, by w demokratycznym kraju, np. w dzisiejszych Niemczech, były funkcjonariusz gestapo, który zwalczał antyfaszystów, albo oficer Stasi, który prześladował dysydentów, mógł zostać mianowany na stanowisko ministra spraw wewnętrznych".
Tymczasem zmiana prezydenta - nowym został Leonid Kuczma - nie zaszkodziła Marczukowi. Przeciwnie. W październiku 1994 awansował ze stanowiska wicepremiera na 1. wicepremiera. W marcu 1995 został p.o. premiera, a od czerwca 1995 do maja 1996 już oficjalnie kierował rządem.
Blisko z kumem Putina
Jednym z największych politycznych sojuszników Marczuka w tym czasie był Wiktor Medwedczuk. Dziś Medwedczuk jest jednym z najważniejszych sojuszników Rosji na Ukrainie, wtedy był "szarą eminencją" w otoczeniu Kuczmy.
Medwedczuk jest oskarżany, że jako adwokat w czasach sowieckich był tajnym współpracownikiem KGB o pseudonimie "Sokołowski". W tej roli miał pomóc V Zarządowi KGB (w którym służył wtedy Marczuk) w uwięzieniu takich dysydentów jak poeta Wasilij Stus i literat Jurij Łytwyn.
Potem, kiedy na początku lat 90. Medwedczuk startował do Rady Miejskiej Kijowa, Marczuk, kierując wtedy SBU, miał wydać polecenie zniszczenia wszelkich archiwalnych materiałów bezpieki dotyczących Medwedczuka.
W drugiej połowie lat 90., po odejściu z rządu Marczuk zasiadał we władzach partii Medwedczuka, Zjednoczonej Socjaldemokratycznej Partii Ukrainy (1998-1999). Dziś nowe ugrupowanie Medwedczuka „Ukraiński Wybór” jest chyba najbardziej prorosyjskie na Ukrainie. Medwedczuk to zresztą ojciec chrzestny jednej z córek Putina.
W listopadzie 1999 prezydent Kuczma, ubiegający się wtedy o reelekcję, postawił Marczuka na czele Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony.Potem, od czerwca 2003 do września 2004 Marczuk był ministrem obrony. Po "pomarańczowej rewolucji" znalazł się na marginesie wielkiej polityki - próba powrotu (wybory parlamentarne 2006) zakończyła się fiaskiem.
Z czasem Marczuk przestał być kojarzony z polityczną przeszłością, a coraz częściej występował w charakterze apolitycznego eksperta ds. bezpieczeństwa.
Co się kryje za nominacją?
W takim charakterze został wyciągnięty z głębokiego zaplecza przez Poroszenkę. Bo to prezydentowi podlega SBU, a to szef SBU wskazał szefa nowoutworzonego Sekretariatu. Co ciekawe, Naływajczenko, który przedstawiał kilka dni temu Marczuka, w 1994 r. został zwolniony z SBU przez… tegoż Marczuka.
Nominacja Marczuka to kolejny sygnał, że na stanowiska wracają "starzy" fachowcy od służb. Nieco wcześniej inny były szef SBU Ihor Smieszko został szefem Komitetu ds. Wywiadu przy prezydencie. Smieszko i Marczuk od wielu lat blisko ze sobą współpracują. Nazwisko Smieszki pojawia się przy głośnych kompromitujących sprawach „bandy Honczarowa”, sprzedaży Kolczug (co skompromitowało Kuczmę i zablokowało na wiele lat zbliżenie Ukrainy do NATO), zabójstwa Gongadzego.
Nominacje Marczuka i Smieszki świadczą albo o sile "esbeckiego lobby" albo o dramatycznej słabości kadrowej nowej władzy w sferze bezpieczeństwa. A może i jedno i drugie. Pewne jest, że choćby z punktu wizerunkowego, nominacja akurat Marczuka na stanowisko faktycznego koordynatora współpracy z NATO w kwestiach bezpieczeństwa, jest mocno dyskusyjna. Są też w Kijowie i takie głosy, że nominacja Marczuka to sygnał Poroszenki pod adresem Moskwy, że tak naprawdę nie myśli poważnie o integracji z NATO, a wszystko co się w tej kwestii dzieje to działania pozorowane.
Gdy na takie stanowisko wystawia się generała KGB i to z niechlubną przeszłością (V Zarząd), trudno mówić o "nowym otwarciu". To też argument dla zachodnich przeciwników nie tylko przyjęcia Ukrainy do NATO, ale nawet bliższej operacyjnej współpracy w sferze bezpieczeństwa. Od wielu lat wskazują oni, że Ukraina jest zinfiltrowana przez Rosjan i nie można ufać ukraińskim specsłużbom.
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl, Argumentua.com