Podobno grozi nam gwałtowne ocieplenie klimatu. Podobno, bo patrząc za okno na jedną z najsroższych zim od lat, trudno dać temu wiarę. - Łudzimy się, że jesteśmy tak potężni, że możemy wpływać na klimat planety. To jest fałsz - mówi w wywiadzie dla tvn24.pl specjalista od spraw klimatycznych prof. Zbigniew Jaworowski, który w cieplarnianą apokalipsę nie wierzy.
Gdy grudniowy szczyt klimatyczny w Kopenhadze zakończył się fiaskiem, rzecznicy ocieplenia ostrzegali, że droga do samozagłady jest bliska. Tysiące zielonych i ekologów w przerwach między starciami z policją ostrzegało, że nie decydując się na konkretne zapisy obniżające emisję CO2 do atmosfery, sami sobie zakładamy pętlę na szyję.
Rozdzielono nawet role. Złe charaktery grali Amerykani i Chińczycy z lekką pomocą niewyraźnej Unii Europejskiej, a na drugim biegunie dobrych odgrywali poszkodowani - jak zwykle nie z własnej winy - delegaci z Afryki. Ferment trwał jeszcze kilkanaście dni po Kopenhadze.
Kiedy jednak ciężka, niespotykana od lat, zima skuła północną półkulę, rzecznicy globalnego ocieplenia zamilkli. Gdy Brytyjczycy i Amerykanie odkopywali się spod zasp, a Chińczykom śnieg odcinał od reszty świata całe połacie kraju, o efekcie cieplarnianym można było usłyszeć ewentualnie w Australii. Nawet głośni do tej pory przedstawiciele Afryki, jakby w przypływie empatii zamilkli i nie przypominali swoim walczącym z zimą kolegom, że przecież jest coraz cieplej.
Do głosu zaczęli dochodzić za to ludzie, którym nie tylko w globalne ocieplenie nie bardzo chce się wierzyć, ale którzy wręcz twierdzą coś innego - nadchodzi globalne oziębienie i tylko ocieplanie klimatu przez człowieka może zatrzymać katastrofę. Jednym z rzeczników takiej wersji jest prof. Zbigniew Jaworowski, lekarz, radiolog, specjalista od promieniowania i zmian klimatycznych, które swoje wnioski publikuje w renomowanych pismach specjalistycznych na całym świecie. Ostatnio jego artykuł ukazał się w "21st Century Science&Technology". Zima mrozi nie tylko w Polsce. Niespotykane od dawna zimno dotknęło Francję, Niemcy a nawet południe Europy. Co z tym globalnym ociepleniem?
Od dłuższego czasu wmawia się nam, że ocieplenie globalne jest stworzone przez człowieka. Globalne ocieplenie było, ale nie miało nic wspólnego z naszą działalnością. Pod koniec XX wieku Słońce weszło w fazę największej swojej aktywności od 1100 lat. To wpłynęło na podniesienie temperatur na Ziemi w latach 1970-1998. Działalność człowieka, poprzez emisję dwutlenku węgla, miała na to znikomy wpływ. CO2 zostało uznane za skażenie. Nagle stało się wrogiem. Ale ten wróg nie ma nic wspólnego z klimatem. Dwutlenek węgla jest gazem śladowym. Tylko 0,03 procent CO2 znajduje się w powietrzu. Ale jednocześnie, to jest gaz życia, bo każdy atom w naszym ciele, w każdej trawce i mrówce pochodzi z CO2 zawartego w atmosferze. Wykrył to profesor UJ Emil Godlewski w 1873 roku, o czym nie piszą polskie podręczniki.
Co ma wpływ na efekt cieplarniany?
Największy wpływ ma woda. Ona jest odpowiedzialna w 95 procentach, a niektórzy mówią nawet, że w 99 procentach.
W jaki sposób?
Para wodna i skroplona woda, która znajduje się w chmurach wyłapuje promieniowanie podczerwone. Ono niesie energię cieplną i jest emitowane przez powierzchnię Ziemi w stronę kosmosu. Po drodze znajduje się woda i dwutlenek węgla. Te dwie substancje, a także kilka innych, zatrzymują promieniowanie podczerwone ogrzewając Ziemię. Jest to taki rodzaj pierzynki. Gdyby nie było efektu cieplarnianego, to Ziemia prawdopodobnie miałaby średnio – 18 stopni Celsjusza, a teraz mamy średnio około +12 stopni.
To dlaczego dwutlenek węgla stał się czarnym charakterem?
Bardzo dobre pytanie, tylko na nie musiałbym pięć godzin odpowiadać.
To poproszę wersję skróconą.
Klimat jest rządzony przede wszystkim przez to, co się dzieje ze Słońcem i z jego aktywnością. To, co się dzieje na Ziemi, tylko w drobnym ułamku wpływa na zmianę naszego klimatu.
Czyli cywilizacja nie ma tutaj nic do rzeczy?
To jest nasze zadufane zarozumialstwo. Łudzimy się, że jesteśmy tak potężni, że możemy wpływać na klimat planety. To jest fałsz.
Wszystkie Kopenhagi (szczyt, który odbył się pod koniec 2009 roku-red.), wszystkie postanowienia Brukseli i tryliony dolarów, które chcemy na to poświęcić, nie mają żadnego znaczenia dla polepszenia klimatu! Chodzi o pieniądze. Ktoś na tym zarobi, na przykład producenci wiatraków i innych form zielonego przemysłu. Nie ma żadnego
Jesteśmy za słabi, by móc wpłynąć na klimat. Proszę porównać Ziemię do Słońca. Jesteśmy główką szpilki na tle talerza o średnicy metra. My robaczki chodzące po tej szpilce mamy wpływać na klimat? prof. Zbigniew Jaworowski
Wycinanie lasów tropikalnych, gwałtowana industrializacja nie mają wpływu na klimat?
Żadnego. Jesteśmy za słabi, by móc wpłynąć na klimat. Proszę porównać Ziemię do Słońca. Jesteśmy główką szpilki na tle talerza o średnicy metra. My robaczki chodzące po tej szpilce mamy wpływać na klimat? Poważne instytucje naukowe - na przykład pewien zespół z Nowosybirska - kilka lat temu opublikowały prace, w której udowodniły, że na to, co dzieje się na Ziemi, miliony razy większe znaczenie ma to, co dzieje się poza nią.
Na przykład od 1978 roku obserwujemy z pomocą satelitów Ziemię i wiemy, co się dzieje z biomasą roślinną. Okazuje się, że one nie zmalała, tylko wzrosła o 6 procent. A 48 procent tego wzrostu wystąpiło w lasach Amazonii. Tych lasach, które są tak straszliwie niszczone przez człowieka.
To raczej niedobra wiadomość dla obrońców Puszczy Amazońskiej…
Przestańmy się nimi entuzjazmować. Oni stworzyli religię, która jest ideologią mizantropiczną i antyludzką. To, co robimy, nie jest wrogie przyrodzie i całej biosferze. My jesteśmy jej obrońcami. Gdyby nie było intelektu na świecie, to szansa przetrwania biosfery, przez następne eony czasu byłaby mała. Gdyby teraz zdarzył się wielki kataklizm, taki jakich wiele już niszczyło niegdyś nasz świat, to przy pomocy naszej cywilizacji, naszego przemysłu, naszych źródeł energii jesteśmy w stanie obronić i siebie, i biosferę.
Czyli nie tylko nie trujemy ale…
Jesteśmy gospodarzami i obrońcami Ziemi! To co zrobiliśmy w XX wieku, to było odkażenie ludzkości od pandemii skażenia ołowiem. Przyszedł okropny przemysł i uwolnił nas od skażenia. W taki sposób, że poziom ołowiu w kościach współczesnych mieszkańców Śląska, Krakowa czy Paryża jest sto razy mniejszy niż był w średniowieczu.
Pierwiastkowi ołowiu nikt nie zarzuca istnienia efektu cieplarnianego…
Efekt cieplarniany jest teraz modny. W kółko się nam wmawia, że skaziliśmy świat. Nie tylko dwutlenkiem węgla, ale też ciężkimi metalami, substancjami organicznymi, rzekomo strasznie trującymi. Jesteśmy cały czas pompowani informacją, że całe środowisko skażamy, skażamy i skażamy… Tylko dlaczego żyjemy teraz dwukrotnie dłużej niż w r. 1900, a biomasa wzrasta?
Mówił Pan o wielkich pieniądzach, które są rzekomo związane z zafałszowywaniem rzeczywistości. Ale Pan, opowiadając się przeciwko teorii globalnego ocieplenia, idzie na rękę wielkiemu przemysłowi, wydobywcom surowców naturalnych.
Trafił pan w słupek. Jestem przeciwko używaniu paliw kopalnych. To barbarzyńskie niszczenie ograniczonych zapasów. Węgiel, ropa, gaz nam się skończą. I co dalej? Zabraknie surowców do chemii i medycyny. Nie możemy używać lasów do ogrzewania, ale mamy energetykę jądrową. Ale zieloni jej nie chcą. Oni chcą by z siedmiu miliardów ludzi zrobiło się pół miliarda. Mówił tak na przykład Jacques Cousteau (słynny francuski badacz i podróżnik – red.).
Czy to nowa wersja maltuzjanizmu?
Nie nowa. Neomaltuzjanizm jest niesłychanie rozpowszechniony i siedzi w ONZ. Tamtejsi oficjele mówią, że powinno nas być najwyżej miliard. I ludzie są tak zastraszeni, ogłupieni - że dali sobie
Tamtejsi oficjele mówią, że powinno nas być najwyżej miliard. I ludzie są tak zastraszeni, ogłupieni - że dali sobie wmówić, iż sami są winni wszystkiemu, co się dzieje, że jak twierdzi prześwietny Klub Rzymski „Ziemia ma raka, tym rakiem jest człowiek”. A w tej chwili jest najlepsza epoka w całej historii. prof. Zbigniew Jaworowski
Wróćmy do ONZ i Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu. Bo jeśli nie globalne ocieplenie to może globalne oziębienie? Mówi tak nawet jeden z autorów raportu tego zespołu, raportu ostrzegającego przed ociepleniem. Prof. Mojib Latif uważa, że wchodzimy w okres oziębienia, który jest jednak zaledwie „pauzą” w procesie ocieplenia.
Skąd on wie, że to jest tylko pauza? Modele klimatyczne nie są w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Nie są w stanie opisać aktualnej sytuacji. Mamy oziębienie i ono nie jest jednoroczne. Zaczęło po 1998 roku.
Tyle, że ta „pauza” ma trwać 30 lat…
A czy on mówi, że mieliśmy krótką fazę oziębienia w latach 1950-1975? Rzekomo była stworzona przez człowieka, ale za te fazy nie my jesteśmy odpowiedzialni tylko natura. Oziębienie, tak samo jak ocieplenie nie ma nic wspólnego z tym, co się dzieje na Ziemi, ale z tym co się dzieje na Słońcu.
Zawsze tak było. Klimat zmieniał się bezustannie. Wielokrotnie był ciepły. Kilka stopni cieplejszy niż teraz. Wiemy to bardzo dokładnie. Tysiąc lat temu, wtedy kiedy powstawała Polska, to misjonarze, którzy przyjeżdżali do nas z Belgii i Francji, przywozili ze sobą wysokie gatunki winogron i tutaj hodowali - produkowali sobie wino mszalne. I tak było do roku 1350, kiedy zaczęło się ochłodzenie, które my nazywamy małą epoką lodową. I trwało aż do roku do 1880 roku. W tym czasie aktywność słońca wchodziła w kilka okresów minimalnych. Jeden z nich nazywa się minimum Maundera. W XVII wieku było najgorzej. Co roku zamarzały wszystkie rzeki w Europie. Zamarzał Bałtyk. Stawiane na nim były karczmy, bo ludzie z Gdańska do Szwecji jeździli saniami przez Bałtyk.
Teraz też zamarznie?
Ja nie chcę bawić się w proroka. Mówię o tym, co było. Cała Europa była w śniegach, lodach… Było zimno jak diabli. Ale przedtem – około 1000 roku było o około 3 stopnie cieplej niż obecnie. Wtedy Wikingowie popłynęli na Grenlandię i tam, gdzie dzisiaj są lodowce, mieli swoje osady. To mówią kronikarze. Jeden z nich, który tam z nimi był, podaje, że siano i zbierano na Grenlandii wysokie gatunki pszenicy. Mieli sady owocowe i hodowali jabłka. W tej chwili co tam rośnie? Jedynie na skraju małe krzaczki polarnej wierzby. I to jest wszystko.
Ta kolonia znikła, kiedy zrobiło się tak zimno, że ocean był zamarznięty aż do samej Islandii i nikt nie mógł na Grenlandię dopłynąć. Tak się stało, bo klimat w kółko się zmienia. Bez ingerencji człowieka.
Czyli nie mamy się czego bać?
Powinniśmy się bać własnej głupoty, tego, że łatwo ulegamy ideologiom. Tym, które mówią, że jesteśmy złem tej planety. Odwrotnie – jesteśmy jej nadzieją i przyszłością.
Źródło: tvn24.pl