Choć we Francji od prawa do lewa mnożą się nawoływania, by w drugiej turze wyborów prezydenckich głosować na centrystę Emmanuela Macrona przeciw Marine Le Pen, to nadmiar pewności siebie może mu zaszkodzić – ostrzegają francuskie media.
"Nie sprzedawać skóry na niedźwiedziu" – ostrzega komentator dziennika "Liberation", zastanawiając się nad szansami kandydata ruchu En Marche! w drugiej turze 7 maja.
Redaktor naczelny tej gazety Laurent Joffrin ostrzega, że mimo "przykładowej kampanii" przed pierwszą turą nadmiar pewności siebie i błędy taktyczne "mogą zaprowadzić na manowce młodego człowieka, który ledwie był ministrem i jak dotąd nigdy jeszcze nie został wybrany". Za błąd taktyczny uważają obserwatorzy "zbyt długie i bezbarwne" przemówienie po ogłoszeniu wyników, podobnie jak kolację w modnej paryskiej restauracji, która przypomniała, że Macron "nie jest przedstawicielem ludu Francji, lecz tylko jego miejskich elit". Poprzez kontrast przywódczyni skrajnie prawicowego Frontu Narodowego (FN) Marine Le Pen "ukazuje się jako kandydatka przegrywających na globalizacji" – powiedział w dyskusji radiowej eseista i literat Matthieu Baumier. Komentatorzy porównują obecną sytuację z wyborami prezydenckimi w 2002 roku, gdy do drugiej tury przeszedł ojciec Marine, założyciel Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pen. "Tym razem sytuacja wywołuje mniej niespokojnych reakcji niż przed 15 laty" – zauważył działacz związkowy, odpowiadając na pytania dziennikarzy podczas poniedziałkowej manifestacji w Paryżu pod hasłem "Zagrodzić drogę Le Pen".
"Między dżumą a cholerą postanawiam nie zachorować"
Reporter dziennika "20 Minute" podkreśla, że na plac Republiki, gdzie na demonstracje wzywały związkowe organizacje pracownicze, studenckie oraz społeczne, przyszło tylko kilkaset osób. Inne media podkreślają, że "arytmetyka ludzka to nie to samo, co rachunki na papierze" i twierdzą, że choć od prawa do lewa mnożą się nawoływania przywódców politycznych, by głosować na przeciwnika Marine Le Pen, to nie przegrała ona jeszcze, również dlatego że, jak powiedział prezes lewicowego stowarzyszenia "SOS racisme" Dominique Sopo, "FN nie jest już postrzegany jako wielkie zagrożenie demokracji". We wtorkowym wydaniu dziennika "Le Figaro" zamieszczono artykuł o spodziewanej postawie tych, którzy w pierwszej turze głosowali na skrajnie lewicowego kandydata Jean-Luca Melenchona. Zwolennicy lidera "Francji Nieujarzmionej", który w niedzielnym głosowaniu uplasował się na czwartym miejscu, "odmawiają zaangażowania na rzecz Macrona" – pisze dziennikarz paryskiej gazety, cytując jednego z nich: "Między dżumą a cholerą postanawiam nie zachorować".
Autor: mtom / Źródło: PAP