15-latek, który został ranny w głowę podczas strzelaniny w Poitiers na zachodzie Francji, nie żyje - podała w sobotę agencja AFP. Zdarzenie, do którego doszło w czwartek wieczorem, przerodziło się w starcia między rywalizującymi gangami narkotykowymi - przekazał francuski minister spraw wewnętrznych Bruno Retailleau.
W wyniku strzałów oddanych w okolicach placu Coimbra w czwartek wieczorem ranne zostały także cztery inne osoby w wieku 15 i 16 lat. Śledczy wciąż poszukują sprawcy, którego podejrzewają o przynależność do gangu handlującego narkotykami.
- Zaczęło się od strzelaniny w restauracji. Skończyło się starciem między rywalizującymi gangami, w którym uczestniczyło kilkaset osób - powiedział francuski minister spraw wewnętrznych Bruno Retailleau w wywiadzie dla telewizji BFM. Dodał, że chodziło o rywalizujące gangi narkotykowe.
Według BBC, 15-latek został ciężko ranny w chwili, gdy jeden ze sprawców zaczął strzelać z samochodu, podjeżdżając do restauracji.
BFM dowiedziała się u źródła bliskiego sprawie, że chwilę po strzelaninie na placu zgromadziło się "od 50 do 60 osób, które postanowiły same wymierzyć sprawiedliwość". Policja, aby uspokoić tłum i móc rozpocząć śledztwo, użyła gazu łzawiącego.
Zapowiedź "długiej i bezlitosnej wojny"
Podczas rozmowy z mediami Bruno Retailleau zapowiedział "długą i bezlitosną wojnę" z handlarzami narkotyków. - Handlarze narkotyków są wszędzie, zarówno w miastach, jak i na obszarach wiejskich. Nie ma już dla nich ograniczeń. Naprawdę jesteśmy w punkcie zwrotnym - stwierdził szef francuskiego MSW. W jego opinii "albo nastąpi powszechna mobilizacja do tej wielkiej walki, która potrwa lata i ją wygramy, albo nastąpi 'meksykanizacja' kraju".
Poitiers to kolejne miasto, w którym w ostatnich dniach dochodziło do porachunków między handlarzami narkotyków. W Rennes, w północno-zachodniej części Francji, 26 października w wyniku strzelaniny zginął pięcioletni chłopiec siedzący w samochodzie.
Źródło: PAP, Reuters, BBC