Parlament we Francji przyjął w środę wniosek o wotum nieufności wobec rządu Michela Barniera. Upadek gabinetu pogłębia niepewność polityczną, panującą w kraju od czasu przedterminowych wyborów w lipcu, w których żadna z formacji nie uzyskała parlamentarnej większości.
W Zgromadzeniu Narodowym Francji w środę po południu odbyło się głosowanie nad wotum nieufności wobec rządu premiera Michela Barniera. Wniosek został przyjęty przez izbę 331 głosami posłów skrajnej lewicy i skrajnej prawicy. Do przegłosowania niezbędnych było 289 głosów.
Oznacza to upadek rządu po zaledwie trzech miesiącach od objęcia urzędu przez 73-letniego Barniera na początku września. To pierwszy raz od 1962 roku, kiedy francuski rząd został obalony za pomocą wotum nieufności.
"Dotarliśmy do momentu prawdy". Burzliwa debata
Wcześniej odbyła się debata w parlamencie. - Dotarliśmy do momentu prawdy - oceniła z mównicy liderka skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen. - Stało się jasne, że po prostu kierujesz rządem pozbawionym demokratycznej legitymacji - dodała, zwracając się do Barniera.
Eric Coquerel z radykalnie lewicowej Francji Niepokornej (LFI) przekonywał, że "większość ludzi popiera wniosek, który złożył". Ocenił, że porażka Barniera była "przewidywana od dawna".
Mówił też, że wykorzystana przez Barniera specjalna procedura do przeforsowania ustawy budżetowej bez głosowania jest "opcją preferowaną słabych rządów".
Deputowany Republikanów (LR), partii tworzącej rząd, Laurent Wauquiez oskarżył partię Le Pen, że "wybrała nieodpowiedzialność" i "chaos". Ostrzegł, że wniosek przeciwko rządowi "pogrąży kraj w niestabilności". Były premier Gabriel Attal oznajmił, że "skrajna prawica popełnia błąd wobec historii głosując za obaleniem rządu". - Francja potrzebuje stabilności, a świat potrzebuje stabilnej Francji - mówił Attal.
Sam Barnier, broniąc swojego rządu mówił, że odsunięcie go od władzy nie rozwiąże problemów finansowych kraju. - Musimy przyjrzeć się realiom naszego zadłużenia - wskazywał.
Premier broni decyzji o przeforsowaniu budżetu, przekonując, że współpracował z obiema izbami parlamentu, aby opracować dokument. Ostrzegł też, że nieuchwalenie budżetu na rok 2025 przed końcem bieżącego roku oznaczać będzie wyższe opodatkowanie dla 18 milionów rodzin, brak funduszy na zwiększenie etatów w policji i wojsku i niższe składki socjalne dla rolników.
Le Pen zapewniła podczas debaty, że Zjednoczenie Narodowe poprze w przyszłości ustawę pozwalającą zastosować zapisy tegorocznego budżetu w roku następnym. Przyjęcie takiej specjalnej ustawy finansowej jest rozwiązaniem przewidzianym w systemie prawnym Francji, które ma zapobiec sytuacji porównywalnej do shutdownu w USA.
Skąd wnioski o wotum nieufności wobec rządu
W poniedziałek francuski premier Michel Barnier zawiadomił w parlamencie o skorzystaniu z konstytucyjnego mechanizmu, który pozwala na przyjęcie ustawy budżetowej bez konieczności głosowania. Rząd po raz pierwszy sięgnął po mechanizm opisany w artykule 49.3 konstytucji, pozwalający na przyjmowanie ustaw z pominięciem głosowania.
Jak pisze BBC, jego decyzja wynikała z tego, iż wiedział, że nie ma szans na uzyskanie głosów opozycji, których potrzebowałby do przyjęcia legislacji.
W reakcji na to partie opozycyjne złożyły wnioski o wotum nieufności. Pierwszy wniosek o wotum nieufności wniosło ponad 180 deputowanych lewicowego Nowego Frontu Ludowego (NFP) i to właśnie ten został w środę przyjęty. Drugi wniosek to inicjatywa skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) i grupy prawicowych posłów pod wodzą Erika Ciottiego, nienależących do RN, ale wspierających tę partię. Podpisało się pod nim 140 deputowanych.
Do przyjęcia wotum nieufności potrzebnych jest 289 głosów, a RN i skrajna lewica dysponują razem ponad 300 miejscami w parlamencie.
Co dalej z francuskim rządem? Możliwe scenariusze
Według BBC, Barnier może pozostać na stanowisku tymczasowego premiera na czas poszukiwania przez prezydenta Emmanuela Macrona nowego kandydata na jego miejsce.
Jednakże, ponieważ obóz prezydenta nie ma większości w parlamencie, izba może odrzucać wysuwane przez Macrona kolejne nominacje.
Według doniesień medialnych, wśród rozważanych kandydatów są: były lewicowy premier Bernard Cazeneuve, minister obrony Sebastien Lecornu, szef MSW Bruno Retailleau, szef centrowej partii MoDem Francois Bayrou i przewodniczący Senatu Gerard Larcher, a także polityk Republikanów Xavier Bertrand.
Agencja Reutera podała w środę, powołując się na źródła, że Macron chciałby, aby kandydat był znany już w sobotę, gdy do Paryża, na uroczystość otwarcia wyremontowanej po pożarze katedry Notre Dame, przybędą przywódcy państw i rządów, w tym Donald Trump.
Są też inne możliwe scenariusze po upadku rządu. Macron mógłby powołać rząd technokratyczny, których nie wyłania się w wyborach powszechnych. Ale - zauważa BBC - takie rządy często funkcjonują krótko.
Jednocześnie przeprowadzenie kolejnych wyborów nie wchodzi w grę, ponieważ zgodnie z francuską konstytucją nie można ich rozpisać w ciągu roku od poprzednich wyborów, a te odbyły się w lipcu.
Gabinet Michela Barniera działa od 21 września. Jego powołanie poprzedziła bezprecedensowa dla Francji sytuacja - po wyborach parlamentarnych nie powstał żaden rząd większościowy: ani pod wodzą obozu prezydenckiego, ani pod wodzą opozycji. Parlament podzielony jest na trzy główne bloki, z których żaden nie ma większości bezwzględnej ani nawet silnej większości względnej.
Źródło: Reuters, BBC, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/YOAN VALAT