Dekret prezydenta Donalda Trumpa zakazujący wjazdu do USA obywatelom siedmiu krajów zamieszkanych w większości przez muzułmanów jest zarówno "źle skonstruowany, jak i nieludzki" – pisze w poniedziałkowym komentarzu "Financial Times".
Zdaniem gazety przesłanie jest tu jednoznaczne – do ukarania wybrano uchodźców z krajów muzułmańskich targanych wojnami. "Niech sobie szukają schronienia gdzie indziej. Kiedy drzwi (do USA) znów się otworzą, o miejscu uchodźców w kolejce będzie decydować ich religia" – pisze "FT", zwracając uwagę, że zgodnie z dekretem Trumpa, kiedy już przyjmowanie uchodźców zostanie wznowione, pierwszeństwo będą mieli przedstawiciele mniejszości religijnych w swoich krajach pochodzenia.
W przypadku krajów objętych dekretem "może to oznaczać tylko chrześcijan". "FT" pisze w tym kontekście o odchodzeniu przez USA od swych "najlepszych wartości" i podkreśla, że Stany Zjednoczone długo były "najsilniejszym na świecie głosem za wolnością sumienia i godnością ludzką", a Trump "gwałtownie odchodzi od tej tradycji".
Co z Arabią Saudyjską?
Gazeta wyraża też opinię, że dekret Trumpa "uderza swoją arbitralnością". "FT" przypomina, że żaden z zamachowców z 11 września 2001 roku, a także z Orlando, San Bernardino, czy Bostonu nie pochodził z krajów objętych tym dekretem. "Jeśli pana Trumpa niepokoją kraje, których obywatele byli zamieszani w niedawne zbrodnie, to brak na tej liście takich krajów jak Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Pakistan jest trudny do wytłumaczenia". Zdaniem "FT" listy objętych dekretem krajów nie uwiarygodnia fakt, że prezydent USA ma interesy biznesowe w kilku krajach, które pominięto.
Jeśli pana Trumpa niepokoją kraje, których obywatele byli zamieszani w niedawne zbrodnie, to brak na tej liście takich krajów jak Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Pakistan jest trudny do wytłumaczenia "FT"
Gazeta zwraca też uwagę, że nowi szefowie resortów spraw zagranicznych, obrony i bezpieczeństwa kraju oraz nowy dyrektor CIA nie wypowiadają się na temat tego dekretu. Z ich milczenia ”FT„ wnioskuje, że – jak się wydaje – mieli niewiele wspólnego z jego przygotowaniem. "Wydaje się, że administracja improwizuje i że bardzo jej się spieszy. To straszna kombinacja" – podkreśla gazeta. "FT" pisze też, że "zwalczanie ekstremizmu nietolerancją ma niebezpieczne konsekwencje". Zdaniem dziennika Irakijczycy, napiętnowani teraz jako wrogowie USA, "będą postrzegać Iran jako bardziej naturalnego sojusznika". A syryjscy chrześcijanie będą "bardziej naturalnym obiektem antyamerykańskich nastrojów".
Zdaniem "FT" "Państwu Islamskiemu wręczono zwycięstwo propagandowe", a "mali Trumpowie w krajach rozwijających się będą się kierować nowo odkrytą w USA obojętnością wobec podstawowej sprawiedliwości". "FT" pisze, że "żaden przywódca spoza administracji" USA nie może usprawiedliwić swego milczenia, tzn. braku reakcji na dekret Trumpa. Zdaniem gazety kwestia ewentualnej wizyty państwowej Trumpa w Wielkiej Brytanii powinna być nieaktualna, dopóki jego dekret pozostaje w mocy. "FT" pisze też, że głos powinni zabrać szefowie firm, "którzy byli posłuszni, kiedy prezydent znęcał się nad nimi za ich globalne operacje". "Ich głos powinien się liczyć w przypadku prezydenta skoncentrowanego na gospodarce" – podkreśla gazeta. Zdaniem "FT" najważniejszą kwestią, na której rozstrzygnięcie czeka świat, jest przekonanie się, "ile jest gotów znieść republikański Kongres, zanim przedłoży pryncypia nad partię".
Autor: mtom / Źródło: PAP