"Potwierdziliśmy masakrę bardzo dużej liczby cywilów"

Źródło:
Guardian, PAP

W Tigraju, niespokojnym północnym regionie Etiopii, gdzie siły lojalne wobec lokalnej administracji i wojska rządowe toczą zaciekłe walki, doszło do masakry cywilów. Według Amnesty International zginęły dziesiątki lub nawet setki osób.

Amnesty International twierdzi, że według świadków cztery dni temu w mieście Mai Kadra w Tigraju na północy Etiopii zadźgano dziesiątki lub nawet setki osób. Toczą się tam walki między lokalnymi siłami i wojskami federalnymi.

"Przerażająca tragedia"

- Potwierdziliśmy masakrę bardzo dużej liczby cywilów, prawdopodobnie robotników, w żaden sposób niezaangażowanych w trwającą ofensywę wojskową. To przerażająca tragedia, której prawdziwy rozmiar pokaże tylko czas, ponieważ komunikacja w Tigraju pozostaje odcięta - powiedział Deprose Muchena, dyrektor Amnesty International na Afrykę Wschodnią i Południową.

"Guardian" przeanalizował materiały fotograficzne, które wydają się potwierdzać raporty. Przedstawiają one dziesiątki zwłok rozłożonych na łóżkach linowych i ciężarówkach.

"Amnesty International nie była jeszcze w stanie potwierdzić, kto jest odpowiedzialny, ale rozmawiała ze świadkami, którzy powiedzieli, że siły lojalne wobec TPLF (Front Wyzwolenia Tigrajczyków - red.) były odpowiedzialne za masowe zabójstwa, najwyraźniej po tym, jak poniosły klęskę w starciu z siłami federalnymi" - podaje "Guardian".

Przywódca Tigraju Debretsion Gebremichael, który przewodniczy TPLF, zaprzeczył, by jego siły były zaangażowane w zabójstwa. "To niewiarygodne, to powinno zostać zbadane" - odpowiedział Agencji Reutera.

Stan wyjątkowy w Tigraju

Tymczasem etiopska policja poinformowała w czwartek, że 242 agentów Frontu Wyzwolenia Tigrajczyków (TPLF) zostało zatrzymanych w stolicy kraju Addis Abebie pod zarzutem spisku mającego na celu "sianie chaosu". Policja skonfiskowała przy nich broń, w tym bomby i amunicję - powiedział komisarz policji Getu Argaw, cytowany przez media państwowe.

Od ponad tygodnia etiopskie siły federalne walczą z siłami TPLF w północnym stanie Tigraj, gdzie ataki z powietrza i walki na lądzie pochłonęły setki ofiar - pisze Agencja Reutera. Informacje te jednak trudno zweryfikować. Rząd Etiopii zarzuca władzom Tigraju dążenie do secesji. We wrześniu w regionie tym odbyły się wybory wbrew władzom federalnym, które uznały głosowanie za nielegalne.

Od 4 listopada w Tigraju obowiązuje wprowadzony przez władze centralne półroczny stan wyjątkowy. Również TPLF, który rządzi górzystym stanem, ogłosił lokalny stan wyjątkowy w związku z - jak to nazwał - "inwazją z zewnątrz". Władze Tigraju oskarżają sąsiednią Erytreę o wspomaganie sił etiopskich i wysyłanie przez granicę wojska i atakowanie lokalnych sił. Erytrea temu zaprzeczyła.

Agencje pomocowe twierdzą, że sytuacja w zamieszkanym przez ponad 5 milionów ludzi Tigraju na północy Etiopii staje się tragiczna. Jeszcze przed konfliktem 600 tysięcy ludzi było tam zależnych od pomocy żywnościowej. Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) oceniło, że agencje pomocowe nie są w stanie uzupełnić zapasów żywności, zapasów dotyczących ochrony zdrowia i innych doraźnych dostaw z powodu braku dostępu.

Autorka/Autor:mart/kg

Źródło: Guardian, PAP