Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan zarzucił w środę Rosji, z którą Ankara ma napięte stosunki, że "bierze stronę" Armenii w konflikcie między Azerbejdżanem a separatystycznymi władzami Górskiego Karabachu.
W przemówieniu transmitowanym na żywo w tureckiej telewizji Erdogan oświadczył, że jeśli ktokolwiek opowiada się po jakiejś stronie konfliktu, to jest to Rosja. Odpowiedział w ten sposób na zarzut Moskwy, że Ankara opowiada się po stronie Azerbejdżanu - podała agencja Reutera.
"Najważniejsza jest Rosja"
"Rosja mówi, że Turcja opowiada się po czyjejś stronie. Jeśli trzeba by wskazać kogoś, kto bierze czyjąś stronę, to najważniejsza jest Rosja" - powiedział Erdogan.
"Rosja lubi się angażować; zrobiła to na Ukrainie, w Gruzji i obecnie w Syrii" - dodał prezydent Turcji.
Wyraził nadzieję, że Armenia zareaguje na wysiłki Azerbejdżanu w sprawie zakończenia obecnego kryzysu o Górski Karabach, czyli ormiańską enklawę w Azerbejdżanie. - Mam nadzieję, że takie kroki, jakie podjął Azerbejdżan w celu doprowadzenia do zakończenia walk, poczyni również Armenia - powiedział Erdogan na spotkaniu z samorządowcami w Ankarze, zastrzegając, że na razie do tego nie doszło.
Prezydent Armenii w Berlinie
Tymczasem prezydent Armenii Serż Sarkisjan odwiedził w środę Berlin, gdzie spotkał się z Angelą Merkel. Kanclerz powiedziała po spotkaniu z nim, że Niemcy są gotowe służyć w tym z "konstruktywną pomocą".
Niemcy sprawują obecnie przewodnictwo w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), która stara się pośredniczyć w rozwiązaniu tamtego konfliktu.
Sarkisjan argumentował z kolei, że społeczność międzynarodowa powinna uznać prawo mieszkańców Górskiego Karabachu do samostanowienia. Mieszkańcy tej ormiańskiej enklawy w Azerbejdżanie „chcą czegoś prostego i zrozumiałego, o co zawsze walczyły wszystkie skolonizowane narody: chcą samodzielnie decydować o własnym losie i swobodnie kontrolować swą przyszłość. Od społeczności międzynarodowej oczekują tylko jednego – uznania tego prawa” – powiedział.
Cztery dni, 75 ofiar
Tymczasem dochodzą sprzeczne informacje na temat rozejmu w Górskim Karabachu. Siły ormiańskiej enklawy poinformowały w środę, że uzgodniony dzień wcześniej rozejm z Azerbejdżanem zasadniczo był przestrzegany. Z kolei władze Azerbejdżanu podały, że w ciągu 24 godzin rozejm naruszono 115 razy.
Rozejm ma zakończyć czterodniowe walki, w następstwie których zginęło co najmniej 75 osób.
Eksperci cytowani we wtorek przez rosyjski portal RBK oceniają, że Moskwa ma mniej wpływu niż się wydaje na wydarzenia w Górskim Karabachu, a największym ryzykiem jest to, że odnowiony konflikt może pogłębić konfrontację między Rosją a Turcją. Politolog zajmujący się państwami poradzieckimi Arkadij Dubnow powiedział RBK, że obecne władze Turcji nie mogą nie poprzeć swojego sojusznika Azerbejdżanu, a to ze swej strony nie może nie wywołać reakcji Rosji.
Stosunki między Rosją a Turcją są bardzo napięte po zestrzeleniu w ubiegłym roku przez turecki myśliwiec rosyjskiego bombowca na pograniczu turecko-syryjskim.
Konflikt zbrojny o Górski Karabach wybuchł w 1988 roku, u schyłku ZSRR. Starcia przerodziły się w wojnę między już niepodległymi Armenią a Azerbejdżanem. Wojna pochłonęła 30 tys. ofiar śmiertelnych, były setki tysięcy uchodźców. W 1994 roku podpisano zawieszenie broni. Nieuznawana przez świat, związana z Armenią enklawa formalnie wciąż pozostaje częścią Azerbejdżanu.
Autor: adso//rzw / Źródło: PAP