W miesiąc po wielkich demonstracjach w pięćdziesięciu miastach Chile przeciw prywatnemu systemowi emerytur zwanemu AFP, wprowadzonemu w 1981 roku z inicjatywy dyktatora gen. Augusto Pinocheta, w piątek znów demonstrowano w stolicy i innych miastach.
Na wezwanie komitetu koordynacyjnego protestów powołanego przez chilijskie związki zawodowe i organizacje społeczne od lat walczące o zniesienie AFP demonstranci sparaliżowali w Santiago kilka węzłowych stacji metra, a na dwóch głównych liniach pociągi nie kursowały.
W kilku punktach chilijskiej stolicy pojawiły się na krótko niewielkie barykady, na których palono opony.
Setki tysięcy mieszkańców stolicy miały trudności z dotarciem do miejsc pracy.
Zaledwie kilkadziesiąt dolarów emerytury
Przeciwnicy AFP demonstrowali także w Valparaiso, Vina del Mar, Concepcion, Temuco i innych miastach, domagając się reformy systemu emerytalnego, który - jak głosiły transparenty - nie zapewnia minimum egzystencji.
Obecnie w Chile ponad 90 proc. emerytów ubezpieczonych w systemie AFP otrzymuje świadczenia o równowartości poniżej 233 dolarów, a zatem znacznie mniej, niż wynosi w tym kraju najniższa płaca - informuje wyspecjalizowana chilijska Fundacion Sol.
Twórcą prywatnych funduszy emerytalnych AFP był chilijski ekonomista Jose Pinera, który opracował zasady ich działania na polecenie Pinocheta. Generał obiecywał wówczas, że prywatny system emerytalny zapewni każdemu Chilijczykowi emeryturę w wysokości co najmniej 70 proc. jego uposażenia. Obietnica ta nigdy nie została spełniona, a wielu emerytów otrzymuje świadczenia o równowartości kilkudziesięciu dolarów.
Obecna centrolewicowa prezydent Chile Michelle Bachelet po poprzednich demonstracjach obiecała 5-procentową podwyżkę emerytur w systemie AFP na koszt pracodawców, jednak nie zahamowało to masowych protestów przeciwko dominującemu w kraju prywatnemu systemowi emerytalnemu.
Autor: pk\mtom / Źródło: PAP