Zginęło prawie 200 osób, tysiące zostało rannych, setki tysięcy straciło dach nad głową. Część miasta, po prostu zniknęła. To była jedna z największych eksplozji w historii, poza eksplozjami atomowymi. Trzy tygodnie po tragedii mieszkańcy Bejrutu próbują dojść do siebie. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Prawie miesiąc temu w potężnej eksplozji w bejruckim porcie zginęło ponad 170 osób, 6 tysięcy zostało rannych. Wybuch zniszczył wiele domów, pozbawiając dachu nad głową około 300 tysięcy Libańczyków.
Te liczby mają ludzkie twarze i historie. - Przez pierwsze tygodnie od wybuchu mój syn nie wypowiedział słowa, przestał mówić. Tylko szeroko otwierał oczy - mówi Sari Anti, matka Hammouda. Trzyletni Hammoud w trakcie eksplozji był z mamą w sklepie. Wcześniej rozgadany, dzisiaj milczy. Tylko czasem w trakcie zabawy pyta o wydarzenia z początku sierpnia.
"Trauma przez duże T"
- Myślałam, że to koniec, że umrę – przyznaj Josephine Abou Abdo. 29-letnia projektantka, gdy nastąpił wybuch, wychodziła do pracy. Miała mnóstwo szczęścia, bo z jej mieszkania niedaleko portu niewiele zostało. - Tęsknię za domem, chociaż jestem w domu – podkreśla.
Josephine teraz mieszka u przyjaciół i dużo śpi - to jej sposób na walkę z traumą. A doświadcza jej wielu z tych, którym wybuch wywrócił życie do góry nogami. Zespół stresu pourazowego to nowa smutna rzeczywistość w nie jednej bejruckiej rodzinie. - W naszej terminologii posługujemy się terminem "traumy przez duże T". Czyli kataklizmy, wszystko to, co jest nagłe. To jest uraz i takiego urazu doświadczyli mieszkańcy Bejrutu z całą pewnością - mówi psychotramatolog Patrycja Plewka.
"Nie potrafię stąd odejść. Nie potrafię się rozstać z tym miejscem"
Mieszkańcy Bejrutu po wybuchu mierzą się z jego psychicznymi konsekwencjami - od bezsenności czy stanów lękowych po depresję. - Brałam prysznic, gdy nastąpił wybuch. Zasłoniłam uszy i schowałam się. Teraz boję się każdego głośniejszego dźwięku. W nocy budzę się kilka razy - mówi Mira Othman. Jej ojciec, Mazen podkreśla, że nigdy nie brał leków na uspokojenie. - Teraz nie potrafię bez nich normalnie funkcjonować - przyznaje.
Właśnie ten powrót do normalności dla wielu wciąż jest niewykonalny. Lourdes do zdewastowanego mieszkania przychodzi codziennie, choć dom grozi zawaleniem. - Mieszkałam tu ponad 20 lat, tu się wychowywałam, tu mam wspomnienia. Nie potrafię stąd odejść. Nie potrafię się rozstać z tym miejscem - opowiada.
- To nie jest tak, że da się zapomnieć tak wielką katastrofę, tak wielką wyrwę w psychice. My pracując z pacjentami, ofiarami kataklizmów, zaleczamy ranę, która ma nie broczyć. Tylko zostaje blizna po tym zdarzeniu. Ona zawsze zostanie, bo zawsze te wspomnienia pozostaną, ale ma nie przeszkadzać w codziennym funkcjonowaniu - wyjaśnia Patrycja Plewka. Tę zwykłą codzienność w Bejrucie odbudować będzie najtrudniej.
Źródło: TVN24