Huragan Earl musnął wschodnie wybrzeże USA. Wbrew obawom, niebezpieczny wiatr nie wyrządził poważniejszych szkód. Jedyne nieprzyjemności jakie spotkały mieszkańców USA to deszcz, fale i umiarkowany wiatr. Teraz żywioł zmierza w kierunku Kanady, ale jego siła słabnie.
- Zdecydowanie warunki nie są tak groźne jak mógłby być - stwierdził Sandy Sanderson, szef służb ratowniczych w jednym z hrabstw dotkniętych przez niepogodę.
Pierwotnie bardzo groźny huragan osłabł, zanim dotarł do wschodniego wybrzeża USA. Z najwyższej, czwartej kategorii, został zdegradowany do kategorii drugiej. Pomimo tego wiatr w epicentrum żywiołu pędził z prędkością 165 kilometrów na godzinę. Boje położone na szlakach morskich niedaleko wybrzeża, zanotowały fale o wysokości nawet ośmiu metrów.
Wielkie przygotowania
Pierwotne prognozy odnośnie spotkania Earla ze wschodnimi stanami USA, były bardzo alarmujące. Władze określały huragan jako "jedno z największych zagrożeń pogodowych od 1999 roku", kiedy huragan Floyd zabił 50 osób w Karolinie Północnej.
W obawie przed żywiołem ewakuowano 100 tysięcy ludzi z szeregu wysp leżących przy wybrzeżu. Szacowano, że około 6 milionów ludzi może zostać w jakiś sposób dotkniętych przez żywioł.
Niektóre firmy wydobywcze ewakuowały pracowników z swoich platform wiertniczych.
Źródło: Reuters