Zwłoki dziewięciu osób zostały wydobyte przez ratowników z gruzów zawalonego domu w Liege, na wschodzie Belgii. Około 7 rano w czwartek poszukiwania zostały przerwane. Wszystko z powodu obawy, że mogą runąć sąsiednie budynki.
Budynek zawalił się w nocy z wtorku na środę. Do katastrofy doszło najprawdopodobniej z powodu wybuchu gazu. Dom zawalił się kilka godzin po eksplozji, a sąsiednia budowla została uszkodzona.
Eksplozja była tak potężna, że w położonym o 100 metrów dalej ratuszu popękały szyby w oknach. W tym czasie, mimo późnej pory, odbywała się w nim sesja rady miejskiej. - Myślałam, że to zamach. Straty są znaczne - relacjonowała jedna z radnych Liege Christine Defraigne.
Ranni i zabici
Według rzecznika belgijskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, w wyniku katastrofy rannych zostało 21 osób, w tym dwie są w stanie krytycznym. Belgijskie media piszą z kolei, że w ciężkim stanie są trzy osoby.
Ocenia się, że w ruinach domu może znajdować się jeszcze kilkanaście osób. Nie wiadomo, czy uwięzieni ludzie jeszcze żyją. Łącznie z miejsca katastrofy ewakuowano 50 osób.
Wczesnym popołudniem w środę, po kilku godzinach poszukiwań, ratownicy wydobyli spod gruzów zawalonej kamienicy jedyną jak do tej pory żywą osobę - była nią dwunastoletnia dziewczyna.
Wsparcie Króla
Do Liege przyleciał w środę z Brukseli król Albert II. Spotkał się ratownikami, którym dziękował za zaangażowanie i ciężką pracę.
Źródło: PAP, ENEX, tvn24.pl, lesoir.be