Dwa razy użyli bomb. Iran trzecim celem Izraela?

Aktualizacja:
Zdjęcia z izraelskiego nalotu na iracki reaktor. Iran będzie następny?
Zdjęcia z izraelskiego nalotu na iracki reaktor. Iran będzie następny?
Nagranie z pokładu izraelskiego F-16 podczas ataku na Osirak (Youtube/Wikipedia)
Zdjęcia z izraelskiego nalotu na iracki reaktor. Iran będzie następny?Nagranie z pokładu izraelskiego F-16 podczas ataku na Osirak (Youtube/Wikipedia)

Pojawiali się z zaskoczenia, zrzucali bomby i w ciągu kilkudziesięciu sekund atomowe marzenia dyktatorów obracały się w perzynę. Izraelscy lotnicy już dwa razy siłą powstrzymali wrogie państwa od zdobycia technologii jądrowych. Teraz politycy w Tel-Awiwie ostrzegają, że w kwestii Iranu opcja militarna nie jest wykluczona. Wiele elementów wydarzeń współczesnych pokrywa się z tymi historycznymi.

Oficjalnie władze Izraela zapewniają, że atak na irańskie instalacje atomowe jest skrajnym i "niechcianym" ostatecznym rozwiązaniem. Teheran grozi ostrym odwetem i rozpętaniem regionalnej wojny w wypadku agresji. Państwo Żydowskie w przeszłości dało jednak wyraz swej determinacji w obliczu zagrożenia ze strony programów atomowych wrogich państw.

Dwukrotnie Izraelczycy wykonali ryzykowne i bezprawne ataki, które obracały w perzynę atomowe marzenia wrogich dyktatorów.

Czarna robota

Na początku lat 80-tych XX wieku Irak Saddama Hussajna intensywnie rozwijał program nuklearny we współpracy z Francją. Bagdad zapewniał, że potrzebuje energii jądrowej wyłącznie do celów cywilnych, podobnie jak teraz Teheran.

Izraelczycy nie ufali jednak dyktatorowi i byli przekonani, że wrogo nastawiony do Izraela Hussajn chce zdobyć broń atomową. Izraelskie władze i wojskowi zdecydowali się za wszelką cenę do tego nie dopuścić.

Początkowo próbowano osiągnąć cel subtelniej, czyli korzystając ze świetnego wywiadu. Nie ma na to twardych dowodów, ale to najprawdopodobniej Izraelczycy w 1979 wysadzili w powietrze magazyn pełen części, które były gotowe do wysłania do Iraku na plac budowy reaktora.

Później doszło do kilku innych zamachów na francuskie firmy współpracujące przy projekcie. W 1980 roku w tajemniczych okolicznościach został zamordowany Yahya El Mashad, egipski naukowiec który kierował irackim programem atomowym.

Natomiast w 1980 roku Izrael otrzymał wsparcie z nieoczekiwanej strony. Po wybuchu wojny Iraku z Iranem lotnictwo tego drugiego kraju przeprowadziło nalot na reaktor Osirak budowany pod Bagdadem. Do przeprowadzenia takiego uderzenia otwarcie wzywali Teheran niektórzy izraelscy politycy. Atak w wykonaniu myśliwców F-4 Phantom nie spowodował jednak poważnych uszkodzeń.

 
Kopuła irackiego reaktora w celowniku izraelskiego F-16 

"Operacja Opera"

Pomimo wszystkich pośrednich prób wywiadu Izraela i działań dyplomatycznych, budowa reaktora postępowała szybko i w pierwszej połowie 1981 roku był on niemal gotowy.

Izraelscy politycy zdecydowali się więc sięgnąć po ostatni dostępny środek – siłę. Pomiędzy członkami rządu premiera Menachema Begina miało dojść do ostrych dyskusji przed wydaniem ostatecznego rozkazu nalotu. Kwestią sporną było głównie to, czy ryzykowny atak jest wart w obliczu spodziewanych ostrych reakcji na arenie międzynarodowej. Ostatecznie przeważyła obawa o bezpieczeństwo kraju i pod koniec 1980 roku wydano rozkaz przygotowania oraz przeprowadzenia „ataku wyprzedzającego” o kryptonimie "Operacja Opera".

Zadanie postawione przez izraelskim lotnictwem było bardzo trudne. Bagdad leżał ponad 1600 kilometrów od Izraela. Biorące udział w ataku osiem myśliwców F-16A i sześć F-15C, musiały zabrać dodatkowe zbiorniki na paliwo, ponieważ nie było szansy na tankowanie w powietrzu. Rezerwa była tak mała, iż przed lotem ostrzeżono pilotów, że jeśli wdadzą się w walkę powietrzną, to nie wrócą do domu.

 
Reaktor Osirak w budowie (Fot. Wikipedia) 

Nieuniknione było też naruszenie przestrzeni powietrznej Jordanii i Arabii Saudyjskiej. Trasa lotu wiodła mniej więcej wzdłuż granicy obu państw, nad pustynnymi i niezamieszkanymi terenami.

Precyzja zegarmistrza

Siódmego czerwca 1981 roku 14 izraelskich maszyn wystartowało z bazy Etzion na południu Izraela. Celem uniknięcia wykrycia przez radary, piloci lecieli bardzo nisko, poniżej stu metrów. Podczas całej drogi nad Jordanią i Arabią Saudyjską izraelska formacja nie spotkała się z żadnym wrogim działaniem. Podobnie nad Irakiem, samoloty nie zostały wykryte i nie niepokojone doleciały w pobliże Bagdadu.

Kilka kilometrów przed celem F-16, z których każdy przenosił po dwie jednotonowe bomby, gwałtownie wzniosły się na dwa kilometry i rozpoczęły ostatnią fazę ataku, wchodząc w nurkowanie i celując w kopułę reaktora. W tym momencie obudziła się iracka obrona przeciwlotnicza i rozpoczęła niecelny ostrzał nurkujących myśliwców. Mimo tego F-16 parami co pięć sekund uwalniały swoje bomby.

Pomimo ostrzału, zmęczenia długim lotem i stresu, izraelscy piloci popisali się wielką precyzją i większość z 16 bomb trafia dokładnie w budynek irackiego reaktora. Po niecałych dwóch minutach od rozpoczęcia ataku kluczowy element irackiego programu atomowego legł w gruzach. Od wybuchów bomb zginął jeden Francuz i dziesięciu irackich żołnierzy.

Po wykonaniu zadania nieuszkodzone F-16 wzniosły się na wysoki pułap i spotkały się z osłaniającymi je F-15. Nie niepokojona izraelska formacja wróciła najkrótszą drogą do domu.

Historia się powtarza

 
Jeden z F-16A biorących udział w ataku na Osirak (Fot. Wikipedia) 

Atak Izraela na iracki reaktor spotkał się z powszechnym potępieniem na arenie międzynarodowej. Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła dwie rezolucje ostro krytykujące Tel-Awiw. Nawet USA, przynajmniej oficjalnie, ostro skrytykowały swojego sojusznika. Na tym jednak się skończyło. Poza koniecznością zniesienia nieprzyjemnych słów, Tel-Awiw nie poniósł realnych konsekwencji. Dla wielu państw zachodnich atak Izraela był na rękę, ponieważ to ktoś inny wykonał "brudną robotę".

Po bardzo owocnym ataku (z punktu widzenia Tel-Awiwu) na Osirak, przez niemal trzydzieści lat Izrael nie stanął przed podobnym problemem. Dopiero w pierwszej dekadzie XXI wieku izraelski wywiad zaczął przekazywać politykom coraz bardziej niepokojące informacje o syryjskim programie atomowym.

Oficjalnie Syria i Izrael pozostają w stanie wojny, przerwanym jedynie zawieszeniem broni. Tel-Awiw wszelkie starania Damaszku mające na celu zdobycie broni atomowej traktował jako śmiertelne zagrożenie.

Izrael wraz z USA starały się przekonać inne państwa o tym, że Syria przy pomocy Korei Północnej i Iranu rozwija tajny program atomowy, jednak nikt oficjalnie nie dał wiary informacjom Mossadu i CIA. Wobec braku perspektyw na dyplomatyczne rozwiązanie sytuacji i fakt formalnego pozostawania w stanie wojny, izraelscy politycy z zgodą USA znów zdecydowali się na rozwiązanie siłowe.

Atak w środku nocy

Tym razem zadanie stojące przed wojskiem było łatwiejsze niż w 1981 roku. Po pierwsze dystans był zdecydowanie mniejszy. Po drugie izraelskie lotnictwo już wielokrotnie dokonywało ataków na Syrię mimo formalnego zawieszenia broni i system obrony przeciwlotniczej Damaszku był "rozpracowany". Po trzecie praktycznie nikt nie dawał wiary informacjom o syryjskim programie atomowym i budowany reaktor w Dajr az-Zaur nie był tak obserwowany przez cały świat jak Osirak.

Do nalotu na nieukończony syryjski reaktor doszło 6 września 2007 roku. Formacja kilkunastu myśliwców F-15I i osłaniających je F-16I około północy zbliżyła się do granicy Syrii najprawdopodobniej nadlatując z Turcji. Grupa maszyn wdarła się w przestrzeń powietrzną Syrii, korzystając z osłony samolotu walki elektronicznej. Zbombardowano też jeden z syryjskich radarów na drodze formacji. Obrona przeciwlotnicza nie była w stanie przeszkodzić Izraelczykom.

F-15 zrzuciły bomby i odpaliły rakiety na budynki w Dajr az-Zaur niemal całkowicie rujnując kompleks. Na ziemi zginęło kilkanaście osób. Wśród ofiar "Operacji Sad" mieli być specjaliści z Korei Północnej.

Światło prawdy

 
Zdjęcie z budowy syryjskiego reaktora udostępnione przez CIA (Fot. US Gov) 

Izraelski atak nie spotkał się praktycznie z jakąkolwiek reakcją na arenie międzynarodowej. Syria chciała ukryć fakt budowy reaktora i utrzymywała, że zbombardowano puste budynki. Izrael też nie rozgłaszał faktu ataku i swojego sukcesu. Nie ujawniono wielu informacji na temat ataku. Żadne państwo arabskie nie złożyło oficjalnego protestu. Sprawą nie zajęła się też Rada Bezpieczeństwa ONZ.

Przez kilka lat nadal nie było żadnych dowodów, poza tymi prezentowanymi przez Izrael, że celem rzeczywiście był reaktor jądrowy. Dopiero w kwietniu 2011 roku Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej przedstawiła raport, z którego jasno wynikało, że Izraelczycy rzeczywiście zniszczyli budowaną siłownię atomową.

Iran następny?

 
Syryjski reaktor zburzyły F-15I (Fot. Wikipedia) 

Zarówno przed atakiem na reaktor iracki jak i syryjski, Izrael próbował rozwiązać "problem" korzystając z działań wywiadu i środków dyplomatycznych. Obecnie w przypadku Iranu robi to samo. Tajemniczy wirus Stuxnet zaatakował irański program atomowy a kilku naukowców zginęło od wybuchów bomb. Pomimo tego oraz silnej presji międzynarodowej, Teheran rozwija swój program atomowy.

Najnowszy raport MAEA po raz pierwszy otwarcie mówi, iż Iran faktycznie rozwijał tajny program wojskowy pod przykrywką programu cywilnego i prawdopodobnie nadal to czyni. Być może będzie to ostatnią "kroplą, która przepełni czarę" i Izrael rzeczywiście zdecyduje się na rozwiązanie siłowe. Otwarcie o możliwości takiego kroku powiedział między innymi prezydent Izraela Shimon Peres.

Atak na Iran byłby jednak zdecydowanie trudniejszy z wojskowego punktu widzenia. Nie byłby jednak niemożliwy. Izraelskie lotnictwo należy do najlepszych na świecie, ma wsparcie Amerykanów i doświadczenie w tego rodzaju operacjach.

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Nagranie z pokładu izraelskiego F-16 podczas ataku na Osirak (Youtube/Wikipedia)