Większa inwigilacja internetu, pełny dostęp do poczty elektronicznej i historii odwiedzanych stron oraz brak jawności w postępowaniu sądowym, gdy w grę będzie wchodzić bezpieczeństwo narodowe - to plan wielkich zmian zaproponowanych przez rząd Davida Camerona, który ma wejść w życie w Wielkiej Brytanii jeszcze w najbliższych miesiącach.
Rząd kontrowersyjne ustawy i założenia programu przedstawił w środę w parlamencie ustami królowej Elżbiety II.
Tajne przez poufne
Zgodnie z projektem jednej z 19 ustaw (Communications Data Bill) agencje bezpieczeństwa uzyskałyby dostęp do danych, w tym maili (zarówno wysyłanych, jak i otrzymywanych), lecz nie do ich treści, oraz zapisu odwiedzanych stron w czasie rzeczywistym.
Inny budzący zastrzeżenia projekt ustawy (Justice and Security Bill) wprowadza wykluczenie jawności postępowania sądowego w sytuacji, gdy sąd zapoznaje się z materiałem dowodowym przedstawianym przez służby bezpieczeństwa i uzyskanym w wyniku działań operacyjnych.
Obie proponowane ustawy zostały skrytykowane przez pozarządowe organizacje występujące w obronie swobód obywatelskich, które dopatrują się w nich zagrożenia dla prywatności. Największe zastrzeżenia budzi zamiar zezwalania służbom na to, by śledziły aktywność w internecie także tych osób, które nie są o nic podejrzane.
"Tylko, gdy to konieczne"
Resort spraw wewnętrznych, który jest odpowiedzialny za projekt ustawy o inwigilacji internetu, twierdzi, że dysponuje technologią zabezpieczającą przed wglądem w treść komunikacji elektronicznej, a służby będą korzystać z uprawnień w trakcie dochodzenia tylko wówczas, gdy będzie to konieczne.
Drugi z proponowanych projektów ustawodawczych skrytykowała m. in. pozarządowa organizacja Reprieve występująca w obronie więźniów Guantanamo, ofiar tortur i prowadząca kampanię przeciwko karze śmierci. Według niej wyłączenie jawności w sprawach, w których w grę wchodzą względy bezpieczeństwa, oznacza, że "bardzo trudno będzie na drodze sądowej rozliczyć rząd lub jego służby z odpowiedzialności za tajny transfer osób (np. domniemanych terrorystów) z kraju do kraju lub stosowanie tortur".
W takim postępowaniu pokrzywdzony nie miałby wstępu na salę sądową i reprezentowałby go prawnik zweryfikowany przez służby specjalne, z którym miałby on ograniczony kontakt. Reprieve argumentuje, że jest to sprzeczne z podstawową zasadą praworządności: prawem podsądnego do wiedzy o kierowanych przeciw niemu oskarżeniach i prawem do zakwestionowania materiału dowodowego, na którym są oparte.
Źródło: PAP