Nazwisko George'a Papadopoulosa warto zapamiętać, ponieważ jego przyznanie się do winy jest jak dotąd najgroźniejsze dla Donalda Trumpa i jego otoczenia - podkreśla we wtorek dziennik "New York Times". Papadopoulos, były doradca w sztabie wyborczym obecnego prezydenta USA, w poniedziałek przyznał się do składania fałszywych zeznań przed FBI i usłyszał zarzuty.
Specjalny prokurator departamentu sprawiedliwości Robert Mueller prowadzi śledztwo w sprawie domniemanej ingerencji Rosji w amerykańską kampanię wyborczą z 2016 roku.
W poniedziałek o spiskowanie przeciwko Stanom Zjednoczonym został oskarżony między innymi były szef kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa Paul Manafort. Ale to nazwisko George'a Papadopoulosa jest naprawdę warte zapamiętania, ponieważ jego przyznanie się do winy jest znacznie groźniejsze dla Trumpa i jego otoczenia - twierdzi "New York Times".
"Rosyjskie próby pomocy"
George Papadopoulos jest prawnikiem zajmującym się zagadnieniami międzynarodowego rynku energetycznego.
Od marca 2016 roku wchodził w skład ekipy doradców wspierających kampanię prezydencką Trumpa.
5 października przyznał się do składania fałszywych zeznań przed FBI. Postawiono mu zarzuty, za które grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności.
Jak argumentuje gazeta, akt oskarżenia wobec Papadopoulosa jasno wskazuje, że Rosjanie nawiązali z nim kontakt z powodu jego funkcji doradcy do spraw zagranicznych w sztabie Donalda Trumpa.
"We wszystkich rozważaniach na temat ewentualnej zmowy z Rosją od czasu wyboru Donalda Trumpa, jest to najbardziej obciążający dowód" - ocenia "New York Times".
"NYT" zwraca również uwagę na znaczenie oferowania w trakcie kampanii prezydenckiej Papadopoulosowi materiałów obciążających Hillary Clinton.
"To rysuje prawdopodobnie najwyraźniejszy dotąd obraz rosyjskich prób pomocy w kampanii Trumpa oraz także gotowość przynajmniej części jego sztabu by przyjąć taką pomoc" - zauważa dziennik.
Co jednak najważniejsze, George Papadopoulos zgodził się dalej współpracować ze śledczymi. Oznacza to, że prowadzone przez specjalną komisję dochodzenie może znacząco przyspieszyć i, w przypadku uzasadnionych podejrzeń, objąć kolejne osoby z otoczenia Donalda Trumpa.
Jak przy okazji przypomina "NYT", bardzo podobny do 30-latka opis swoich spotkań z Rosjanami w trakcie kampanii prezydenckiej przedstawiali wcześniej zięć oraz syn Donalda Trumpa - Jared Kushner i Donald Trump Jr.
Tymczasem oskarżenia wobec Paula Manaforta, jak zwraca uwagę gazeta, dotyczą jego działań od 2005 roku i nie mają bezpośredniego związku z aktywnością w ramach kampanii Donalda Trumpa.
Biały Dom: to wolontariusz
George Papadopoulos to pierwsza osoba z otoczenia Trumpa z zarzutami bezpośrednio dotyczącymi kontaktowania się z Rosjanami w czasie pracy przy kampanii.
Śledczy zgodzili się jednak na rekomendowanie wobec niego wyroku nie wyższego niż sześć miesięcy pozbawienia wolności, jeśli nadal będzie współpracował z komisją Muellera.
Rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders podczas konferencji prasowej w poniedziałek przedstawiła Papadopoulosa jako "wolontariusza, który nie odgrywał znaczącej roli w kampanii wyborczej Donalda Trumpa".
Oświadczenie prezydenckiej rzeczniczki kłóci się z wypowiedzią samego kandydata na prezydenta Donalda Trumpa, który w wywiadzie dla dziennika "Washington Post" w marcu ubiegłego roku powiedział, że "Papadopoulos jest wspaniałym facetem, ekspertem w dziedzinie energii".
Człowiek od kontaktów z Rosjanami
Amerykańskie służby ustaliły, że w marcu 2016 roku Papadopoulos spotkał się z mężczyzną określanym przez FBI jako "profesor z Londynu", który miał "istotne związki z przedstawicielami rosyjskiego rządu". Według "Washington Post" profesor ten to były maltański dyplomata Joseph Mifsud. Sam Mifsud w rozmowie z gazetą zaprzeczył jednak posiadaniu jakichkolwiek związków z rosyjskim rządem.
Profesor powiedział mu, że Rosja ma "brudy" na kandydatkę demokratów na prezydenta Hillary Clinton w postaci "tysięcy e-maili".
Jak podkreśla brytyjski "Guardian", o włamaniu się przez hakerów do komputerów sztabu Clinton nie wiedziała jednak wówczas nawet sama Partia Demokratyczna. Zorientowano się dopiero kilka tygodni później, a sprawa została ujawniona dopiero w czerwcu.
Profesor przedstawił także Papadopoulosa Rosjance, która twierdziła, że była siostrzenicą Władimira Putina (Władimir Putin nie ma siostrzenicy). FBI ustaliło, że spotkali się w Londynie 24 marca 2016 roku.
"Profesor" i Rosjanka regularnie kontaktowali się z Papadopolousem w marcu i kwietniu 2016 roku, wspólnie planowali podróż Trumpa lub jego bliskiego współpracownika do Rosji. "Jak wspominaliśmy, jesteśmy wszyscy bardzo podekscytowani możliwością utrzymania dobrych stosunków z panem Trumpem" - napisała Rosjanka do Papadopoulosa w kwietniu 2016 roku.
"Otwarte zaproszenie od Putina"
Profesor przedstawił go także osobie w Moskwie, która twierdziła, że ma związki z MSZ Rosji. "Washington Post" zidentyfikował ją jako Iwana Timofiejewa, rosyjskiego urzędnika aktywnego w kręgach eksperckich.
Papadopoulos "prowadził wiele rozmów przez Skype'a i mailowo" z Rosjanami, starając się umówić spotkanie sztabu Trumpa.
Jednocześnie utrzymywał ożywione kontakty z ludźmi Trumpa. - Rosyjski rząd wystosował otwarte zaproszenie od Putina dla pana Trumpa, kiedy będzie gotowy - powiedział 25 kwietnia osobie ze sztabu Trumpa.
Ale do wizyty w Rosji ani do przekazania "brudów", jak wynika z dotychczasowych ustaleń śledczych, nigdy nie doszło. Co więcej, najbliżsi współpracownicy Trumpa podchodzili do tego pomysłu znacznie mniej entuzjastycznie.
"Potrzebujemy kogoś, kto oznajmi, że [Trump] nie odbędzie takiej podróży. To musi być ktoś o małym znaczeniu w kampanii, żeby nie wysyłać żadnego oficjalnego sygnału" - napisał w mailu zdobytym przez FBI doradca kampanii.
Kłamstwo
Papadopoulos był przesłuchiwany przez FBI 27 stycznia 2017 roku, 10 dni po objęciu przez Trumpa urzędu prezydenta. Skłamał, twierdząc, że "profesor" powiedział mu o "brudach" na Clinton, zanim dołączył do doradców Trumpa. W rzeczywistości było to już po nominowaniu go na doradcę.
Papadopoulos bagatelizował także rolę "profesora", określając go mianem "nikogo" i "gościa mówiącego o jakiś związkach czy czymś takim". W rzeczywistości był świadomy "istotnych związków", jakie łączyły go z Rosjanami.Prawnik nie poinformował FBI o kontaktach z osobą, która powoływała się na związki z MSZ Rosji. Po wszystkim usunął profil na Facebooku, za pomocą którego kontaktował się z "profesorem z Londynu" i osobą związaną z MSZ."Starał się zostać kluczowym pośrednikiem pomiędzy Rosją i Stanami Zjednoczonymi. I, wszystko na to wskazuje, poniósł porażkę", podsumowuje NBC News.
Autor: mm//kg / Źródło: PAP, Independent, Guardian, New York Times