Dwie największe grupy rebelianckie ogłosiły, że nie pojadą na rozmowy pokojowe w sprawie sudańskiego Darfuru, które miały rozpocząć się w sobotę w Libii. To odbiera nadzieję na szybki pokój w targanej przez prawie 5 lat części kraju.
- Postanowiliśmy nie jechać - powiedział główny negocjator Ruchu Sprawiedliwości i Równości (JEM) Ahmed Tugod Lissan. Dodał, że decyzja została podjęta dziś, po konsultacjach z Sudańską Armią Wyzwolenia - drugą największą grupą zbrojną w Darfurze. Już wcześniej założyciel Sudańskiej Armii Wyzowlenia Abdel Wahed Mohamed el-Nu zapowiadał, że nie poleci do Libii.
Międzynarodowi mediatorzy liczyli, że w rozmowach pokojowych w Libii weźmie udział wystarczająco wiele grup rebelianckich, aby dzięki szerokiej reprezentacji udało się uzgodnić prawdziwe zawieszenie broni. Niestety, bez udziału największych grup nie ma na to szans.
Starcia w Darfurze rozpoczęły się w 2003 roku, gdy zdominowany przez muzułmanów rząd w Chartumie postanowił rozprawić się z paramilitarną Sudańską Armią Wyzwolenia (SLA). W trakcie konfliktu ucierpiała przede wszystkim afrykańska ludność cywilna.
Zginęło ponad 200 tys. ludzi, a ponad 2 miliony znajdują się w obozach dla uchodźców. Problemu nie rozwiązało podpisanie w zeszłym roku układu pokojowego: dokonały tego jedynie trzy walczące grupy. Pozostałe wkrótce rozpadły się na ponad 12 niezależnie działających oddziałów zbrojnych, co wręcz pogłębiło chaos.
W przyszłym roku ONZ i Unia Afrykańska wspólnie wystawią w Darfurze największe na świecie pokojowe oddziały o liczbie 26 tysięcy żołnierzy. W ich skład wejdą 7-tysięczne oddziały Unii Afrykańskiej, które dotąd nie potrafiły poradzić sobie z walczącymi bojówkami.
Źródło: Reuters, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24