W piątek rozpoczęła się ewakuacja położonego na przedmieściach Damaszku miasta Darajja. To efekt porozumienia pomiędzy rebeliantami a syryjską armią, które zakończyło czteroletnie oblężenie. Proces z niepokojem obserwuje ONZ, która wzywa do zapewnienia bezpieczeństwa ludności cywilnej.
Darajja leży 7 km od centrum Damaszku. To tam wybuchły jedne z pierwszych protestów przeciwko Baszarowi el-Asadowi, które przerodziły się następnie w krwawą wojnę domową. Brutalna pacyfikacja miasta w 2012 r. przeobraziła się w masakrę. Siły rządowe otoczyły rebeliantów i mieszkającą tam ludność cywilną. Od tamtego czasu oblężone miasto było regularnie bombardowane, nie docierała tam pomoc humanitarna.
Darajja stała się symbolem oporu rebeliantów, ale także wojennego okrucieństwa. W sierpniu 2015 r. opozycja oskarżyła siły lojalne wobec Baszara el-Asada o użycie napalmu. Na dzielnice mieszkalne spadały bomby beczkowe. W mieście brakowało jedzenia, wody i elektryczności. W zeszłym tygodniu zbombardowany został jedyny szpital w miasteczku.
Zgodnie z czwartkowym porozumieniem z miasta mają zostać ewakuowani cywile i rebelianci. Na podobne działania decydowano się już wcześniej w przypadku kilku innych oblężonych terenów.
W piątek Darajję opuściły pierwsze autobusy, którym towarzyszą karetki Czerwonego Półksiężyca. Jak informuje AFP, wśród tych, którzy w pierwszej kolejności opuścili oblężone miasto, znajdowały się przede wszystkim kobiety, dzieci i starsze osoby. Syryjskie media rządowe podają, że w ramach porozumienia z miasta wyjedzie w sumie 700 rebeliantów i 4 tys. cywilów. W piątek miasto ma opuścić około 300 rebeliantów i ich rodzin.
"Świat patrzy"
Ewakuacja będzie podzielona na kilka etapów. Rebelianci mają przejechać do kontrolowanej przez ich oddziały północnej prowincji Idlib.
Cywile zostaną przetransportowani do ośrodków na terytoriach znajdujących się pod kontrolą syryjskiego rządu. Lokalne władze zapewniają, że to rozwiązanie czasowe. Potem mają mieć możliwość zamieszkania w "wybranym przez siebie miejscu". Jak jednak pisze "Guardian", wiele rodzin obawia się rozdzielenia. Niektórzy boją się, że trafią do więzienia za zaangażowanie polityczne.
- Trudno opisać teraz to, co czuję - mówił w czwartek dziennikarzom Reutersa Haman al Sukri, który w ostatnim czasie mieszkał wraz z sześcioosobową rodziną w piwnicy. - To miejsce zostało zniszczone tuż nad naszymi głowami, a teraz nie opuszczamy już miasta, lecz stos gruzów - powiedział.
Proces z niepokojem obserwuje ONZ, która podkreśla, że priorytetem powinno być zapewnienie bezpieczeństwa ludności cywilnej i zadbanie o to, by ewakuacja nie odbywała się pod przymusem.
- Świat patrzy - podkreślił wysłannik sekretarza generalnego ONZ do Syrii Staffan de Mistura.
Autor: kg/ja / Źródło: BBC, Reuters, Guardian
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA | YOUSSEF BADAWI