Dwa czołgi wspierane przez piechotę wdarły się do centrum Antananarivo - stolicy Madagaskaru, by wjechały na teren rezydencji prezydenta Marca Ravalomanany.
Do ataku doszło kilka godzin po tym, gdy przywódca opozycji Andry Rajoelina wezwał siły bezpieczeństwa do aresztowania prezydenta.
- Poddajcie się, poddajcie. Jeśli tam jesteście, podajcie się, ponieważ jesteśmy braćmi - krzyczał jeden z żołnierzy w stronę prezydenckiego kompleksu. Samego Ravalomanany nie było jednak w pałacu - schronił się w innym budynku, około 10 kilometrów od centrum miasta.
Ravalomanana chce referendum
Wcześniej w poniedziałek pokonany prezydent jeszcze raz zaproponował referendum w celu rozwiązania trwającego od siedmiu tygodni kryzysu. Jednak Rajoelina odrzucił tę propozycję. - Ludzie pragną zmiany i dlatego nie będziemy mieli referendum i ustanowimy rząd przejściowy - powiedział.
Ravalomanana, wybrany w 2006 roku w demokratycznych wyborach na drugą kadencję, mówił do niedawna, że chce pozostać na urzędzie do wygaśnięcia mandatu, czyli do 2011 roku.
Jednak przeciwnicy prezydenta nie chcą mu na to pozwolić. Opisują go jako tyrana i oskarżają o sprzeniewierzenie publicznych pieniędzy. Jest to o tyle ciężki zarzut, że 70 proc. z 20-milionowej populacji Madagaskaru żyje za mniej niż 2 dolary dziennie.
Od chwili rozpoczęcia walk zginęło co najmniej 135 osób.
Źródło: BBC