W Korei Południowej rozpoczęły się wielkie ćwiczenia wojsk amerykańskich i południowokoreańskich. Według oficjalnego scenariusza, połączone siły trenują obronę przed najazdem wojsk Korei Północnej. Tymczasem reżim w Pjongjangu bije na alarm, że "imperialiści i ich marionetki" szykują się do ataku na północ i grozi wyprzedzającym uderzeniem.
Ćwiczenia o nazwie Ulchi Freedom Guardian rozpoczęły się w poniedziałek rano i mają potrwać do drugiego września. Weźmie w nich udział łącznie 25 tys. żołnierzy amerykańskich, w tym 2,5 tysiąca przysłanych zza granicy specjalnie w tym celu, oraz niesprecyzowana liczba wojskowych koreańskich.
Zapewnienia o "nieprowokacyjnym" charakterze i groźba uderzenia
Oficjalny scenariusz ćwiczeń zakłada odparcie zaskakującego ataku ze strony Korei Północnej. Te konkretne manewry przeprowadzane są corocznie od 1968 roku, kiedy kilkudziesięciu dywersantów z północy przedarło się przez linię demarkacyjną i zaatakowało siedzibę prezydenta Korei Południowej. To wydarzenie wstrząsnęło krajem i zaowocowało silniejszą współpracą wojskową z USA.
Dowództwo amerykańskich sił stacjonujących na Półwyspie Koreańskim zapewniło, że o ćwiczeniach uprzedzono Koreę Północną zgodnie z zasadami zawieszenia broni podpisanego w 1953 roku. Manewry mają być "natury nieprowokacyjnej".
Pomimo tego reżim północnokoreański zareagował na ćwiczenia z gniewem. Media Korei Północnej nazywają je "prowokacją" oraz "przygotowaniami do inwazji na pełną skalę". - W chwili obecnej jednostki pierwszego uderzenia Ludowej Armii Korei są w pełnej gotowości, aby przeprowadzić atak wyprzedzający na wrogie siły biorące udział w ćwiczeniach - oznajmił rzecznik wojska Korei Północnej.
Autor: mk/kk / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: US Army