Costa Concordia oderwała się od dna. Po raz pierwszy od 2,5 roku, kiedy rozbiła się o brzeg wyspy Giglio, znów pływa. Przed inżynierami ostatni etap operacji. Doprowadzenie wraku do portu w Genui.
- Nie zanotowano żadnej anomalii w czasie prac - ogłosił na konferencji prasowej szef włoskiej Obrony Cywilnej Franco Gabrielli, który koordynuje pierwszą taką w historii operację.
Wrak oderwał się od dna po pięciu godzinach od rozpoczęcia pompowania powietrza do dużych zbiorników przytroczonych do jego boków. Costa Concordię odłączono przy tym od specjalnej platformy, na której stała od czasu ustawienia jej w pionie niemal rok temu.
Wielka operacja
Zgodę na rozpoczęcie operacji wydała koordynująca ją włoska Obrona Cywilna. Do tego finałowego etapu przystąpiono 31 miesięcy po katastrofie wycieczkowca, w której, gdy uderzył o podmorskie skały, zginęły 32 osoby. Obecna operacja inżynierska, wymagająca niezwykłej precyzji, polega na wypompowaniu wody z 30 dużych zbiorników, zamontowanych w ostatnich miesiącach wokół obu burt statku. Gdy zostały napełnione powietrzem, wrak uniósł się z dna i stało się możliwe jego holowanie. Wciąż jednak kilka pokładów pozostaje pod wodą.
Jeśli nie pojawią się żadne nieoczekiwane trudności, wrak po kilku dniach dalszych przygotowań, 21 lipca ciągnięty przez dwa duże holowniki oceaniczne opuści wyspę Giglio i wyruszy w czterodniowy rejs do Genui, rodzinnego miasta Krzysztofa Kolumba. Odległość 190 mil morskich ma pokonać w 4 dni. Inżynier Nick Sloane z RPA, kierujący operacją ustawienia i potem transportu wraku wyjaśnił dziennikarzom, że jego struktura jest, mimo zniszczeń, bardzo mocna.
Concordia w "sanktuarium waleni"
Wcześniej podano, że Concordia do portu w rodzinnym mieście Krzysztofa Kolumba, gdzie została zwodowana w 2006 roku, będzie płynąć z prędkością dwóch węzłów. W ostatniej drodze statkowi towarzyszyć będzie ogromny konwój. Otwierać go będzie specjalna jednostka wykrywająca obecność waleni, delfinów i płetwali w morzu. Na jej pokładzie będą biolodzy i ekolodzy. Gdy stwierdzą, że są one w pobliżu konwoju, będzie on musiał zwolnić i ustąpić miejsca.
Te nadzwyczajne środki ostrożności zastosowano dlatego, że wrak z holownikami i towarzyszącymi im licznymi jednostkami wsparcia technicznego przepłynie przez tzw. sanktuarium waleni, słynące z ich bogatej obecności w tym rejonie Morza Tyrreńskiego. Właśnie potrzeba ochrony tego miejsca była jednym z argumentów podczas długiej dyskusji o wyborze docelowego portu Concordii, gdy z Genuą konkurowało położone bliżej Piombino w Toskanii. Ostatecznie jednak wybrano bardziej odległy port z powodu odpowiedniej infrastruktury, zapewniającej demontaż wraku.
- Takiej operacji nie podjęto nigdy wcześniej w historii – powiedział dyrektor generalny armatora Concordii, Costa Crociere, Michael Thamm. - Wiemy, że możemy liczyć na najlepszych techników na świecie - dodał.
Po katastrofie z 13 stycznia 2012 roku, w której zginęły 32 osoby, wyspa Giglio zamieniła się z powodu obecności wraku w centrum najnowocześniejszej myśli inżynierskiej.
Oczekiwanie na wyzwolenie
Na wyspę Giglio w ostatnich dniach przybyło wiele osób, by ostatni raz spojrzeć na statek, znajdujący się tam od tragicznej nocy 13 stycznia 2012 roku. - Kiedy tego statku już tu nie będzie, to będzie jak wyzwolenie - powiedział mediom 87-letni mieszkaniec wyspy, były kapitan statków handlowych Ferdinando Fanciulli. Wśród miejscowej ludności panuje optymizm, że operacja się powiedzie i na zawsze wrak zniknie z horyzontu. "Trzeba wrócić do normalności" - mówią ludzie. Burmistrz Giglio Sergio Ortelli oświadczył: "Pozostanie wspomnienie tragedii, pamięć o ofiarach i o poświęceniu, z jakim mieszkańcy pomagali rozbitkom w noc katastrofy".
Autor: adso,mk\mtom/zp / Źródło: PAP