Lotniskowiec Liaoning jest dumą chińskiej floty. To jedyny taki okręt w regionie, jednak jeszcze w 1999 roku był to rdzewiejący kadłub powoli niszczejący w ukraińskiej stoczni. Chiński biznesmen Xu Zengping utrzymuje, że to on, bez formalnego poparcia władz, ale na prośbę zaprzyjaźnionych oficerów floty, nabył okręt od Ukraińców. Opowiada przy tym historię transakcji, rodem z filmów szpiegowskich.
Xu nazywa się sam "ojcem" chińskiego lotniskowca i twierdzi, że władze centralne celowo i niesprawiedliwie odmawiają uznania jego roli w zakupie Liaoninga (w 1999 roku funkcjonującego pod radziecką nazwą Wariag). Ma to być im nie w smak, bowiem początkowo zupełnie nie interesowały się kwestią okrętu, a teraz jest on źródłem narodowej dumy i wdzięcznym obiektem propagandy. Uznanie roli jednostki w zakupie Liaoninga rzucałoby cień na partię. Pekin oficjalnie nie odnosi się do jego twierdzeń, zbywając je milczeniem. Nie wspomniano go podczas żadnej oficjalnej ceremonii związanej z lotniskowcem, czy to ukończenia budowy, czy przyjęcia do służby. Tak się złożyło, że podczas tej drugiej Xu siedział w areszcie domowym, z którego zwolniono go później bez postawienia zarzutów. W lutym 2014 roku również miał zostać aresztowany na pewien czas. Według mediów z Hongkongu miała to być kara za próby nagłaśniania swojej historii zakupu lotniskowca.
Wersja nieoficjalna
Pomimo kolejnych aresztowań, prowadzący prywatną wojnę o uznanie swojej roli Xu udzielił niedawno obszernego wywiadu uznanemu dziennikowi „South China Morning Post” ("SCMP"), który jest wydawany w Hongkongu i zachowuje pewną niezależność od chińskiej cenzury państwowej. Gazeta opublikowała wywiad w tym tygodniu. Xu opowiada, że o nieukończonym radzieckim lotniskowcu stojącym w ukraińskiej stoczni w Mikołajowie usłyszał od znajomych w dowództwie chińskiej floty. Chińczycy zaczęli się interesować poradzieckim Wariagiem już w 1992 roku, kiedy władze nowej Ukrainy zasygnalizowały chęć sprzedaży nieukończonego okrętu. Lotniskowiec (formalnie według radzieckiej nomenklatury krążownik lotniczy) był niemal gotowy, brakowało głównie elektroniki. Z Chin do Mikołajowa wyruszyła delegacja oficerów. "SCMP" przytacza wypowiedź generała-majora Zheng Minga, byłego szefa departamentu uzbrojenia Floty Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (PLAN), który opowiadał po latach lokalnej telewizji z Shenzhen, że Wariag wyglądał bardzo obiecująco. – Stwierdziliśmy, że to zupełnie nowy okręt. Wszystko było nowiutkie. Zasugerowaliśmy więc władzom centralnym jego zakupienie, ale nic z tego wówczas nie wyszło ze względu na sytuację polityczną – mówił. Władze ChRL próbowały właśnie odbudować relacje z USA i Zachodem po masakrze na placu Tienanmen i tak ambitny program zbrojeniowy nie pomógłby w ociepleniu wizerunku. Na dodatek Chiny nie były jeszcze potęgą tak jak teraz i brakowało pieniędzy na flotę. Sprawa została więc zawieszona na pięć lat. W tym czasie Wariag mocno stracił na wartości, bowiem nie został odpowiednio zabezpieczony przed działaniem sił natury i na dodatek wymontowano z niego wiele cennych urządzeń, które można było sprzedać oddzielnie, w tym kluczowe części napędu. W dowództwie chińskiej floty nie zapomniano jednak o lotniskowcu. Postanowiono działać nieortodoksyjnie. W 1997 roku Xu dostał telefon od starych kolegów ze służby.
Rdzewiejący skarb
Xu był wówczas uznanym biznesmenem z branży rozrywkowej i turystycznej. Wcześniej przez wiele lat był jednak oficerem PLAN. Z okresu służby znał się między innymi z Ji Shengde, ówczesnym szefem wywiadu floty. To on miał odegrać główną rolę w powierzeniu zakupu okrętu biznesmenowi. Xu usłyszał, że jeśli się zdecyduje podjąć zadania, to nie będzie miał formalnego poparcia władz centralnych, nadal niezainteresowanych lotniskowcem, oraz będzie musiał sam wyłożyć pieniądze, bo flota ich nie ma. Miała mu je oddać później. - Wydawało mi się to szaleńczym pomysłem, bo kupowanie czegoś tak wielkiego jak lotniskowiec powinno być zadaniem państwa, a nie jednostki. Wiedziałem jednak, że to ostatnia szansa na kupienie tego okrętu dla Chin od chylącej się do upadku ukraińskiej stoczni – powiedział "SCMP" Xu. W 1997 roku oficerowie floty mieli być zdesperowani, bowiem zdesperowani byli również Ukraińcy, chcący za wszelką cenę spieniężyć Wariaga. Nawet jako złom.
Dla Chińczyków był on jednak nieporównywalnie więcej wart, bo była to istna skarbnica wiedzy na temat tego, jak budować lotniskowce. Chińskie stocznie nie miały żadnego doświadczenia w tym zakresie, bowiem PLAN od początku swego istnienia była traktowana po macoszemu, jako dodatek do wszechpotężnych wojsk lądowych. Przez dekady o takich rzeczach jak lotniskowce można było jedynie marzyć. Dowództwo floty chciało ten stan zmienić i skorzystać z owoców gwałtownie rozwijającej się gospodarki. Pomimo coraz większego budżetu PLAN, zbudowanie lotniskowca od podstaw byłoby zbyt kosztowne i długotrwałe. Kupienie Wariaga, jego dokładne przebadanie i następnie skopiowanie rozwiązań pozwoliłoby zaoszczędzić wiele lat prac oraz pieniędzy. Xu twierdzi, że w takich okolicznościach nie mógł odmówić i zdecydował się pomóc swojej byłej służbie. Nie wiadomo, czy tylko to skłoniło go do zajęcia się ryzykownym zadaniem.
Zakrapiane negocjacje
Po podjęciu decyzji, Xu zabrał się do pracy. Jak wspomina, od znajomego biznesmena w Hongkongu pożyczył - na słowo honoru - równowartość 30 milionów dolarów. Latem 1997 roku w Makau zarejestrował firmę Chong Lot i uzyskał dla niej wszystkie niezbędne pozwolenia na prowadzenie kasyna. Miało to kluczowe znaczenie, bowiem Ukraińcy chcieli sprzedać Wariaga tylko pod warunkiem, że nie zostanie on użyty do celów militarnych. Xu i oficerowie floty uznali, że oszukają swoich kontrahentów, twierdząc, że kadłub okrętu zostanie przebudowany na ekstrawaganckie kasyno i zacumowany w Makau. Taką wersję utrzymywano oficjalnie aż do momentu, gdy Wariag trafił do Chin.
Po przygotowaniu całego zaplecza i zebraniu funduszy, Xu w styczniu 1998 roku wyruszył do Mikołajowa. W mroźny i śnieżny poranek 28 stycznia po raz pierwszy stanął na pokładzie startowym Wariaga. – Po raz pierwszy byłem na lotniskowcu i jego rozmiary mnie oszołomiły. Wtedy powiedziałem sobie, że muszę go kupić za wszelką cenę i dopilnować, żeby trafił w szeregi naszej floty – mówi w wywiadzie dla "SCMP" Xu. Chińczyk energicznie zabrał się do działania i doświadczenie w prowadzeniu biznesów w rodzinnym kraju pomogło mu negocjować z Ukraińcami. Jak wspomina Xu, kluczowe znaczenie miały dwie rzeczy: morze alkoholu (zwłaszcza przywieziony z Chin 62 procentowy napój o nazwie Ergutou ) i paczki dolarów. – Podczas negocjacji w stoczni miałem wrażenie, że jestem dokumentnie nasączony wysokoprocentowym alkoholem. Do każdego posiłku musiałem wypić z dwa czy trzy litry Ergutou. Podczas czterech kluczowych dni rozmów wypiłem chyba z 50 butelek – twierdzi Xu. Zapewnia przy tym, że udało mu się jakoś przetrwać dzięki skupieniu się na celu. Ukraińcy mieli natomiast pić dla samego upojenia się, przez co łatwiej było ich "urabiać".
Wysiłek opłacił się, bo już w pierwszej połowie lutego stocznia i rząd w Kijowie zgodziły się na sprzedaż. Okręt oraz jego całą dokumentację techniczną (wiele ton papierów, które wymagały ośmiu tirów do transportu) wyceniono na 20 milionów dolarów, co Xu określa jako "wyprzedaż garażową".
Problemy na ostatniej prostej
Radość z szybkiego załatwienia sprawy szybko się rozwiała. Najwyraźniej inni ukraińscy urzędnicy postanowili również zarobić na Wariagu i w połowie lutego Xu usłyszał, że lotniskowiec zostanie sprzedany na aukcji. Mieli się zgłosić chętni z USA, Australii, Korei Południowej i Japonii, czyli "przypadkiem" z krajów, którym najbardziej byłoby nie w smak wzmocnienie chińskiej floty o lotniskowiec.
Xu przystąpił szybko do działania i dzięki już zawartym znajomościom oraz kolejnym paczkom dolarów przekazywanym odpowiednim osobom okazało się, że jako jedyny jest w stanie zebrać wymagane dokumenty i pozwolenia w terminie. 19 marca 1998 roku wygrał aukcję oferując ponownie 20 milionów dolarów. Nie był to jednak koniec problemów. W dniu zakończenia aukcji w nocy na lotniskowcu miał wylądować nieoznakowany śmigłowiec. Nie wiadomo kto i dlaczego interesował się Wariagiem, ale Xu postanowił czym prędzej wysłać dokumentację techniczną do Chin. W ośmiu ciężarówkach ruszyły w długą drogę lądową. Tymczasem biznesmen zbierał całą wymaganą kwotę i dopełniał formalności.
W międzyczasie wybuchł jednak azjatycki kryzys finansowy. Znajomy, który obiecał mu 20 milionów dolarów, teraz nie mógł mu ich dać na raz. Xu musiał czekać na pieniądze ponad pół roku i dopiero w kwietniu 1999 roku formalnie stał się właścicielem Wariaga po przelaniu na konto stoczni nie 20, ale 30 milionów dolarów, bowiem Ukraińcy naliczyli 10 milionów kary za opóźnienie.
Xu miał już okręt, ale był daleki od pełnego sukcesu. Musiał jeszcze jakość dostarczyć do Chin wielki okręt pozbawiony napędu i steru.
Wyboista podróż
Xu na potrzeby holowania Wariaga przez pół globu zakontraktował holenderską firmę International Transport Contractors (ITC). Przygotowania do rejsu trwały cztery miesiące, podczas których stojący w stoczni od niemal dekady okręt przygotowywano do spotkania z oceanem. Na początku czerwca 1999 roku Wariag po raz pierwszy wypłynął z Mikołajowa. Jak się okazało, miał tam jeszcze wrócić. Pech prześladował Xu, bowiem niecały miesiąc wcześniej Amerykanie omyłkowo zbombardowali chińską ambasadę w Belgradzie, co doprowadziło do poważnego kryzysu dyplomatycznego. Chińczyk twierdzi, że w jego wyniku Turcja zamknęła przed Wariagiem jedyne wyjście z Morza Czarnego, cieśniny Bosfor i Dardanele. Turcy upierali się, że wielki i niesterowny kadłub stanowi wielkie zagrożenie, przez co zgodnie z prawem międzynarodowym mogą zabronić mu wejścia w cieśniny. Wariag wrócił do Mikołajowa i pozostał tam na następne 15 miesięcy. W tym czasie miało dojść do zmiany nastawienia władz centralnych. Podczas kryzysu związanego ze zbombardowaniem ambasady ujawnił się z pełną mocą nacjonalizm drzemiący w chińskim społeczeństwie. Odbywały się wielkie protesty przeciw USA. Chińczycy byli wściekli za "ujmę na honorze", jaką mieli im sprawić Amerykanie. Władze postanowiły wykorzystać ten efekt. Dzięki gwałtownemu rozwojowi gospodarki pojawiły się wolne fundusze na znaczną rozbudowę floty, która jest podstawowym narzędziem do budowania wpływów poza granicami. W ostatnich latach XX wieku gwałtownie odmienił się bowiem los PLAN, która zyskała na znaczeniu. Pekin zaangażował się w końcu oficjalnie w projekt sprowadzenia Wariaga. W kwietniu 2000 roku ówczesny prezydent Jang Zeming udał się z wizytą do Turcji. Xu twierdzi, że sprawa Wariaga była jedną z najważniejszych poruszanych podczas rozmów w Ankarze. Umowy na zacieśnienie współpracy gospodarczej miały zaowocować tym, że w sierpniu władze Turcji wydały zgodę na przejście Wariaga przez cieśniny. Kluczowy moment rejsu lotniskowca nastąpił pierwszego października, kiedy zamknięto cały ruch w Bosforze i Dardanelach, powodując paraliż komunikacyjny Stambułu. W asyście 11 holowników i 15 dodatkowych jednostek ratowniczych wielki okręt został przeciągnięty przez cieśniny. Dalsza podróż do Chin trwała ponad rok i odbyła się bez równie trudnych momentów, choć Wariag kilka razy w sztormach zrywał się z lin i w ekstremalnym przypadku dryfował przez cztery dni, zanim został znowu okiełznany przez Holendrów.
Gorzkie zwycięstwo
3 marca 2002 Wariag zawinął do chińskiego portu Dalian. Tego tematu Xu już nie porusza, ale wbrew pierwotnym zapewnieniom, okręt nigdy nie dotarł do Makau, ani nie stał się kasynem. Zajęli się nim natomiast inżynierowie pracujący dla PLAN. Następną dekadę Wariag spędził w stoczni w Dalian. Chińczycy najpewniej dokładnie go badali, aż do ostatniej śrubki. Po wydobyciu z okrętu wszelkiej możliwej wiedzy na temat konstruowania lotniskowców rozpoczęto remont i modernizację. Prace zakończyły się w 2011 roku, kiedy ex-Wariag wyszedł na pierwsze próby morskie. Rok później, 25 września 2012 roku, oficjalnie przyjęto go do służby jako Liaoning. Nowy lotniskowiec szybko stał się przedmiotem dumy władz centralnych i jest często wykorzystywany do propagandowego podkreślania rosnącej potęgi Chin, choć nie ma wielkiej wartości bojowej. Chińczycy traktują Liaoninga jako jednostkę eksperymentalną i szkoleniową, dzięki której chcą nauczyć się sztuki wykorzystywania takich okrętów, którą np. USA czy Wielka Brytania szlifują już od wieku. Rozpoczęto już natomiast pracę nad dwoma kolejnymi lotniskowcami, tym razem budowanymi zupełnie od podstaw w Chinach i według chińskich planów. Mają wejść do służby do 2020 roku. W dalszych planach jest pierwszy lotniskowiec atomowy.
Tymczasem Xu, który sam siebie nazywa "ojcem Liaoninga", nie znalazł uznania władz centralnych. Po powrocie do Chin okazało się, że większość jego znajomych oficerów trafiła do więzień w wyniku dużej afery korupcyjnej. Szef wywiadu floty dostał między innymi karę śmierci w zawieszeniu. Władze centralne orzekły, że zwrócą Xu tylko 30 milionów dolarów, które wydał na oficjalny zakup lotniskowca. Biznesmen twierdzi natomiast, że całe koszty przedsięwzięcia wyniosły niemal sto milionów dolarów więcej. Nie ma na to jednak dowodów, bo wiele pieniędzy wydał na cele mało zgodne z prawem. Dostarczenie chińskiej flocie jej pierwszego lotniskowca okazało się być dla Xu gorzkim zwycięstwem.
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: "South China Morning Post", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: USNWC