Czy państwo może naruszyć prawo do ochrony danych osobowych, aby zapobiec niebezpieczeństwu? Gdzie przebiega granica? - pytają niemieckie media. Do zastanowienia się nad tym problemem skłoniły nie tylko doniesienia o programach inwigilacji obywateli PRISM i "Tempora", ale także sposób, w jaki ujęto "autostradowego snajpera".
Polowanie na tajemniczego strzelca trwało od 2008 roku, kiedy pojawiły się pierwsze przypadki ostrzelania jadących autostradą ciężarówek. Do dzisiaj naliczono ich łącznie 762.
Szleńca złapano we wtorek. Został oskarżony o usiłowanie zabójstwa i nielegalne posiadanie broni. Mężczyzna przyznał się do winy. Tłumaczył, że działał z powodu złości, jaką wywoływały u niego drogowe korki".
Robili zdjęcia wszystkich tablic. Kierowcy nic nie wiedzieli
Niemieckie media zwracają uwagę na sposób ujęcia szaleńca. Początkowo funkcjonariusze starali się natrafić na mężczyznę, jeżdżąc autostradami między Kolonią, Frankfurtem, Norymbergą a Karlsruhe, gdzie padło najwięcej strzałów. Liczyli, że w ten sposób natrafią na "autostradowego snajpera". Ten się jednak nie ujawnił. Dlatego policja przeszła - jak pisze "Der Spiegiel" - do "planu B". Pod koniec marca, na siedmiu odcinkach autostrad postawiono kamery, których zadaniem było rozpoznanie i zapisywanie tablic rejestracyjnych przejeżdżających pojazdów.
Po nitce do "igły"
W kwietniu strzały na drogach zgłosiło sześciu kierowców. Na tej podstawie funkcjonariusze odtworzyli prawdopodobną trasę kierowcy i pod tym kątem przefiltrowali dane z systemu kamer. Dzięki temu namierzyli ciężarówkę, która w momencie odnotowanych strzałów, znajdowała się na monitorowanych odcinkach autostrad.
- Znaleźliśmy igłę w stogu siana - mowił we wtorek Jörg Ziercke, szef niemieckiego Federalnego Urzędu Kryminalnego.
Podejrzany "wart" 80 milionów niepotrzebnych danych
"Der Spiegel" zastanawia się, czy powyższe działania były zgodne z prawem. Urzędnicy zajmujący się ochroną danych osobowych nie są wcale tego pewni. "Nawet jeśli poszukiwania strzelca z autostrady zakończyły się sukcesem, to z punktu widzenia ochrony danych, stosowanie tego typu metod jest dwuznaczne" - uważa Edgar Wagner inspektor danych osobowych z landu Nadrenia-Palatynat.
"Nie ma wystarczającej podstawy prawnej do stosowania na skalę ogólnokrajową tego typu techniki śledczej" - stwierdził w oficjalnym oświadczeniu.
Jego zdaniem w trakcie dochodzenia zebrano "od 60 do 80 milionów danych dotyczących niewinnych osób", tylko po to "by złapać jednego podejrzanego". Tego zdania nie podziela niemiecka policja. Według jej szefa, "nie ma alternatywy dla intensywnej inwigilacji" mającej na celu schwytanie sprawcy.
"To ty masz prawo do ujawnia informacji o sobie"
- Swoboda poruszania się w przestrzeni publicznej, bez bycia monitorowanym jest jednym z naszych podstawowych praw - powiedział w rozmowie z dziennikiem "General-Anzeiger", Ulrich Lepper inspektor danych osobowych z Nadrenii Północnej-Westfalii. - Ochrona danych - prawo do kontroli informacji o osobie - oznacza, że to ty możesz decydować o tym kto, co i kiedy wie o tobie. To prawo może być naruszone, ale tylko na podstawie przepisu ustawy - dodał. Lepper nie zgadza się ze stanowiskiem policji, zgodnie z którym nadmierna inwigilacja jest potrzebna, by ujać podejrzanych. - Nie powinniśmy godzić się na takie zbieranie danych, by powstrzymać niebezpieczeństwo - powiedział. I ten pogląd - jak pisze "Der Spiegiel" popiera większość Niemców.
Autor: rf/iga / Źródło: Der Spiegel
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA)