Po wycofaniu się Rosjan z Buczy, na jaw wyszły wstrząsające dowody zbrodni dokonane przez wojska Putina na mieszkańcach miasta. Reporter "Superwizjera" TVN Michał Przedlacki w "Faktach po Faktach" w TVN24 przyznał, że gdy przebywał w Ukrainie, docierały do niego sygnały na temat działań wojsk rosyjskich w miejscowości położonej pod Kijowem.
Miasteczko Bucza w obwodzie kijowskim zostało wyzwolone z rąk rosyjskich okupantów 1 kwietnia, o czym poinformował mer Anatolij Fedoruk. Po wyjściu wojsk rosyjskich z obwodu kijowskiego ukraińskie władze i dziennikarze opublikowali wstrząsające zdjęcia i nagrania z podkijowskich miescowości, ukazujące olbrzymie zniszczenia i liczne ciała ofiar leżące na ulicach bez broni i w cywilnych ubraniach.
Reporter "Superwizjera" TVN Michał Przedlacki, autor reportaży na temat rosyjskiej inwazji, w "Faktach po Faktach" w TVN24 przyznał, że kiedy przebywał w Ukrainie, otrzymywał informacje na temat wydarzeń w Buczy.
- Pierwszy raz, kiedy spróbowałem dostać się do Buczy, 5 marca, to był dzień, kiedy rosyjskie wojsko zaatakowało Irpień. Próbowałem wyskoczyć poza centrum Irpienia, ale ze względu na częstotliwość ostrzału, było to niemożliwe. Być może wyszło to dla nas na dobre, bo okazało się, że dzień wcześniej do Buczy weszli Rosjanie - dodał.
Zobacz również: Reportaż Michała Przedlackiego "Oddział Wowy staje do walki"
Przedlacki: wojsko rosyjskie przetrzymywało grupę dzieci
- Kilka dni później rozmawiałem z jedną z osób, którym udało się wydostać z Buczy. Powiedziała mi, że wojsko rosyjskie przetrzymuje grupę co najmniej kilkudziesięciu dzieci w podziemiach dużego przedszkola w centrum miasta - powiedział Michał Przedlacki.
Reporter "Superwizjera" TVN przekazał - a informacje te potwierdził w kilku źródłach - w przedszkolu Rosjanie zgromadzili swój sprzęt. Dzieci miały być przetrzymywane przez wojsko rosyjskie, jako zakładnicy, żeby uniknąć ukraińskiego ostrzału.
Michał Przedlacki powiedział, że wraz ze zwiadem jednej z brygad walczących przeciwko Rosjanom wokół Kijowa, dostał się na granicę Buczy, ale miasto było pod kontrolą Rosjan. Wówczas zaczęło się wycofywanie sił rosyjskich. - Było to przykryte ciężkim ogniem artyleryjskim, żeby wojsko ukraińskie nie było w stanie tam wejść - wyjaśnił.
- Potwierdzały się informacje o kilkadziesięciu osobach, małych dzieciach, przetrzymywanych ze związanymi rękami w podziemiach przedszkola przez rosyjskich bydlaków. Niektóre miały przestrzelone nogi po to, żeby nie mogły uciec - powiedział reporter. - W taki sposób Rosjanie, wykorzystując żywe tarcze, dbali o swoje bezpieczeństwo - dodał.
Rosjanie strzelali do cywilów w Irpieniu
Jak poinformowała rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa, po odbiciu Irpienia z rąk rosyjskich, znaleziono tam ciała dzieci młodszych niż 10 lat ze śladami gwałtu i tortur. Michał Przedlacki powiedział, że pierwszego dnia, kiedy dostał się do centrum Irpienia, dotarł do polikliniki, gdzie w piwnicach chowały się dzieci pod ciężkim ostrzałem.
Wracając z miasta, dziennikarz ewakuował ranną matkę i jej córkę. Opowiedział, że kobieta, chociaż miała do przejechania 800 metrów, żeby się wydostać z miasta - nie zdołała tego zrobić. - Zostali ostrzelani przez Rosjan. Córka i matka zostały ciężko ranne. Na miejscu była jedna wojskowa karetka, więc szybko załadowaliśmy na noszach tę mamę do mojego samochodu i skoczyliśmy pod ostrzałem do szpitala - dodał.
Źródło: PAP