Rządząca Birmą junta usuwa z kraju najwyższego rangą dyplomatę ONZ Charlesa Petrie. Decyzję tę ogłoszono zaledwie dzień przed powrotem Imbrahima Gambariego - specjalnego wysłannika Narodów Zjednoczonych.
Swojego oburzeni nie kryje Waszyngton. - To skandaliczne działanie na dzień przed przybyciem Gambariego do Birmy jest zniewagą dla Organizacji Narodów Zjednoczonych i społeczności międzynarodowej - powiedział rzecznik Białego Domu Gordon Johndroe.
Johndroe stwierdził też, że wyrzucenie Petrie ma na celu ukrycie przed światem okrucieństw, których dopuszczają się rządzący w Birmie. Nie wiadomo jeszcze, kiedy ONZ-owski dyplomata będzie musiał opuścić kraj. Petrie przebywa w Birmie od 2003 roku.
W trakcie wrześniowych, prodemokratycznych protestów i później, po ich krwawym stłumieniu, nie szczędził on krytycznych uwag wojskowym. - Wydarzenia te pokazują codzienną walkę o zaspokojenie podstawowych potrzeb i pilną potrzebę zajęcia się pogarszającą się sytuacją humanitarną w kraju - mówił wtedy.
Wrześniowe demonstracje Marsze protestacyjne z Birmie zaczęły się w połowie września, po kilkusetprocentowych podwyżkach cen na podstawowe towary. Demonstranci domagali się początkowo cofnięcia podwyżek. Później, do żądań ekonomicznych dołączono polityczne. Wtedy rządząca Birmą wojskowa junta wyprowadziła na ulice oddziały do tłumienia demonstracji.
Według oficjalnych danych w pacyfikacjach w Rangunie zginęło 10 osób. Dyplomaci oraz obrońcy praw człowieka donoszą jednak, że bilans ofiar jest co najmniej kilkakrotnie wyższy.
Społeczność międzynarodowa jednoznacznie opowiedziała się po stronie protestujących. Jak na razie nie przekłada się to jednak na skuteczne działania.
Źródło: BBC, AP, Reuters, CNN