Wolha Załatar została zatrzymana 18 marca, kiedy wiozła córkę na zajęcia muzyczne. Po zatrzymaniu, jak informuje Centrum Praw Człowieka Wiasna, funkcjonariusze pojechali z kobietą do domu w Żdanowiczach pod Mińskiem, gdzie w obecności 10-letniej córki, przeprowadzili rewizję. Następnie matkę zabrali, a dziecko zostawili samo w domu.
Tego samego dnia na przesłuchanie wezwano męża kobiety. Został zatrzymany, a następnie skazany na 10 dni aresztu za powieszenie w oknie flagi. Miał to zrobić o godz. 13.50, chociaż do domu wrócił później. Milicjant, który świadczył przeciwko niemu na procesie, twierdził, że z ulicy flagi nie widział, bo dom jest otoczony przez wysoki płot, ale "podskoczył" i ją zobaczył.
Piątka dzieci, z których najmłodsze ma cztery lata, a najstarsze - 17, jest pod opieką babci.
Według informacji MSW, wobec Załatar wszczęto sprawę karną za "aktywny protest". Kobieta miała być administratorką lokalnego czatu, organizować "nielegalne zgromadzenia", takie jak "picie herbaty, spacery i koncerty". Informacja, że sprawę karną wszczęto z artykułu o "wezwaniach do działań na szkodę bezpieczeństwa kraju" pochodzi z ustaleń Wiasny. Adwokaci Załatar twierdzą, że zarzuty jeszcze nie zostały oficjalnie postawione.
"Mieszkam obok i nigdy nie widziałem u nich żadnych flag"
- O tym, że Siarhiej został skazany na 10 dni aresztu, a wobec Wolhi wszczęto sprawę karną, dowiedziałem się z internetu. Byłem zaskoczony. Mieszkam obok i nigdy nie widziałem u nich żadnych flag. A to, jak obcy zauważyli je za wysokim płotem, pozostaje tajemnicą - opowiadał niezależnemu portalowi TUT.by Leonid, sąsiad państwa Załatar. Mówił o nich "przyzwoita rodzina", "spokojni sąsiedzi".
- Wolha nikomu nie przeszkadzała. A nawet gdyby miała zawieszoną na oknie flagę, to co w tym złego? Nic się tu nie dzieje, nie ma protestów, wioska nie ma własnego czatu - opowiadał mieszkaniec Żdanowicz.
- Wolha często była wolontariuszką w sądach, obserwowała rozprawy i przekazywała informacje krewnym - wspominała jej przyjaciółka Anastasija. - Nie zrobiła nic złego. Mogę to powiedzieć z całkowitą pewnością. Wolha jest dorosłą, inteligentną kobietą, która rozumie, że na niej spoczywa odpowiedzialność za dzieci, tym bardziej, że wcześniej już była zatrzymywana.
Zgłosiła się na ochotnika
W czasie zeszłorocznych sierpniowych wyborów prezydenckich Wolha była obserwatorką w rodzinnej miejscowości. Po wyborach - jak wspominali jej znajomi - zgłosiła się na ochotnika dyżurującego przed murami aresztu śledczego przy ulicy Akrescina w Mińsku. Trafiali tam uczestnicy wieców przeciwko reżimowi Alaksandrowi Łukaszenki, który - zgodnie z oficjalnymi wynikami - odniósł zwycięstwo nad kandydatką opozycji Swiatłaną Cichanouską.
Znajomi Wolhi podkreślali, że bezinteresownie pomogła wielu osobom w różnych sprawach. W pierwszych dniach po wyborach nocowała przed aresztem, sporządzała listy, pomagała tym, którzy opuszczali zakład, a także ich krewnym, dzwoniła po taksówki. Ma pięcioro dzieci, ale znalazła na to wszystko czas.
Autorka/Autor: tas\mtom
Źródło: PAP, TUT.by
Źródło zdjęcia głównego: Aleś Pilecki/TUT.by