Brałem udział w porwaniach i zabójstwach oponentów politycznych Alaksandra Łukaszenki - wyznał były funkcjonariusz białoruskiego oddziału specjalnego szybkiego reagowania Juryj Harauski w rozmowie z niemieckim nadawcą Deutsche Welle. Były minister spraw wewnętrznych Białorusi Juryj Siwakou jest zdania, że wywiad ukazał się "nieprzypadkowo" na kilka dni przed spotkaniem białoruskiego przywódcy z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
Wywiad z 41-letnim Juryjem Harauskim opublikował w poniedziałek portal rosyjskiej redakcji Deutsche Welle. Jak podał niemiecki nadawca, we wrześniu mężczyzna sam zgłosił się do redakcji i oświadczył, że 20 lat temu uczestniczył w operacji uprowadzenia i zabicia oponentów prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki.
Na zlecenie "z góry"
Harauski powiedział Deutsche Welle, że w latach 1999-2003 służył w siłach specjalnych SOBR (Specijalnyj Otriad Bystrogo Rieagirowania, po polsku - oddział specjalny szybkiego reagowania) pod dowództwem Dzmitryja Pauliczenki. Siły te przez białoruskich niezależnych dziennikarzy określane są jako "szwadrony śmierci".
Mężczyzna wyznał, że dwadzieścia lat temu na zlecenie "z góry" wraz z innymi funkcjonariuszami porwał i zabił byłego szefa MSW Juryja Zacharankę, byłego przewodniczącego Centralnej Komisji Wyborczej Wiktara Hanczara oraz jego przyjaciela, biznesmena Anatola Krasouskiego, który wspierał białoruską opozycję.
Harauski wymienił nazwiska kilkudziesięciu funkcjonariuszy SOBR, którzy mieli uczestniczyć w tej operacji.
Zacharanka, Hanczar i Krasouski rzeczywiście zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach w latach 1999-2000. Redakcja Deutsche Welle przypomniała, że w 2004 roku specjalny sprawozdawca Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Christos Pourgourides, po przestudiowaniu wszystkich okoliczności, doszedł do wniosku, że zostali oni porwani i zabici przez funkcjonariuszy SOBR dowodzonych przez Pauliczenkę, za wiedzą przywództwa kraju. "Wersję tę podzielają obrońcy praw człowieka i krewni zaginionych, ale jak dotąd jej nie udowodniono" - napisała rozgłośnia na swej stronie internetowej.
"Kompletna bzdura"
Po publikacji rozmowy, w mediach niezależnych na Białorusi pojawiły się liczne komentarze, ale oficjalne struktury nie odnoszą się do słów Harauskiego. Prokuratura generalna odsyła dziennikarzy po komentarz do Komitetu Śledczego, ten zaś oświadczył, że na razie "zapoznaje się ze sprawą".
Dzmitry Pauliczenka, dowódca SOBR w czasie, kiedy miało dochodzić do porwań i zabójstw, odciął się od sprawy. Oświadczył, że oddział nie miał z nimi nic wspólnego. W udzielanych wywiadach podawał jednak sprzeczne informacje o swoich kontaktach z Harauskim. Najpierw twierdził, że go znał, a potem – że nie i że pomylił go z innym funkcjonariuszem.
Inny były funkcjonariusz SOBR, który służył z Harauskim, w rozmowie z internetową gazetą "Nasza Niwa" nazwał jego wyznania dla Deutsche Welle "kompletną bzdurą".
W środę portal białoruskiej sekcji Radia Swoboda opublikował wywiad z Dmitrijem Pietruszkiewiczem, przebywającym na emigracji byłym śledczym prokuratury badającej sprawę zaginięcia Zacharanki, Hanczara i Krasouskiego. Był nastawiony sceptycznie do słów Harauskiego.
- Według jego wersji Zacharanka został przewieziony do bazy treningowej na Wołowszczyźnie (wieś w obwodzie mińskim - red.), gdzie Pauliczenka go zastrzelił. Ciało zostało odwiezione na Cmentarz Północny. W sumie pokonali 60 kilometrów, najpierw z uprowadzonym, później z jego zwłokami w samochodzie? Po co było pokonywać taką odległość? - mówił Pietruszkiewicz.
"Słowa Harauskiego trzeba uznać za prawdę"
Innego zdania jest były śledczy prokuratury i obrońca praw człowieka Oleg Wołczek, który w 1999 roku stanął na czele społecznej komisji do spraw badania zaginięć oponentów prezydenta Łukaszenki. Ocenił on, że relacja Harauskiego jest "w dużym stopniu zbieżna z wersją, którą komisja ogłosiła trzy dni po zaginięciu”.
Także Ałeh Ałkajeu, były dyrektor aresztu KGB i autor książki "Rasstrelnaja komanda" (Ekipa do zabijania), powiedział "Naszej Niwie", że "słowa Harauskiego trzeba uznać za prawdę". - Może nie wszystko widział i nie wszystko wie, ale wziął na siebie ten ciężar i odpowie za to – podkreślił Ałkajeu.
Jego zdaniem publikacja materiału to sygnał dla białoruskiego prezydenta od "starszych braci z Moskwy, którzy zamknęli mu szlaban na Zachód". - Siedzą na Kremlu mądrzy ludzie i widzą, że człowiek (Łukaszenka - red.) trochę zaczął przesadzać. Trzeba było mu pokazać, że droga na Zachód jest zamknięta, szlaban opuszczony – powiedział.
Wywiad pojawił się "nieprzypadkowo"
Juryj Siwakou, w latach 1999-2000 minister spraw wewnętrznych, nazwał wywiad "profesjonalną wrzutką". W rozmowie z "Naszą Niwą" uznał, że rozmowa ukazała się nieprzypadkowo na kilka dni przed zapowiadanymi rozmowami prezydentów Białorusi i Rosji o pogłębieniu integracji.
- Materiał można uznać za profesjonalny. I, co najważniejsze, pojawił się on w odpowiednim momencie. Kiedy ma być to spotkanie Łukaszenki i Putina? 20 grudnia? Myślę, że to nawet nie jest deser, a dopiero przekąska. Powinny pojawić się jeszcze pierwsze, drugie i trzecie danie. Takie atuty przygotowuje się zawczasu. Leżą sobie gdzieś, a potem są ujawniane społeczeństwu – powiedział Siwakou. Zapewnił przy tym, że osobiście nie znał Harauskiego.
"Pokazał oryginały i kopie niektórych dokumentów"
"Juryj Harauski uciekł z Białorusi na zachód Europy, gdzie poprosił o azyl polityczny. Rozpatrywanie jego wniosku jest w toku. Harauski pokazał nam oryginały i kopie niektórych dokumentów, potwierdzających jego słowa. Po sprawdzeniu, o ile to było możliwe, faktów, o których mówił, a także biorąc pod uwagę duże znaczenie społeczne tego tematu, postanowiliśmy opublikować ten wywiad" - podkreśliła w komentarzu Deutsche Welle.
Autor: tas//rzw / Źródło: PAP. Deutsche Welle, Radio Swoboda, Nasza Niwa
Źródło zdjęcia głównego: mvd.gov.by