Redaktor naczelny niezależnego białoruskiego portalu Nasza Niwa Jahor Marcinowicz powiedział w sobotę, po tym, jak opuścił areszt, że przedstawiciel Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi pytał go, dlaczego nie chce wyjechać z kraju jak Swiatłana Cichanouska. Dziennikarz jest podejrzany w sprawie o zniesławienie ministra i oczekuje na proces za udział w nielegalnej akcji.
- Dlaczego pan nie chce wyjechać tak jak Cichanouska? – to główna sprawa, która ich martwi, oprócz pytań dotyczących samego postępowania – powiedział portalowi TUT.by Jahor Marcinowicz.
Redaktor naczelny Naszej Niwy został zatrzymany w środę na trzy dni po rewizji w swoim mieszkaniu. Ma status podejrzanego w sprawie karnej o zniesławienie wiceministra spraw wewnętrznych Alaksandra Barsukoua. Jeden z rozmówców portalu, didżej Uładź Sakałouski, powiedział w wywiadzie opublikowanym na łamach Naszej Niwy, że rozpoznał wiceministra w mężczyźnie, który bił go w czasie pobytu w areszcie.
"Powiedział, że możemy się dogadać"
- (Przedstawiciel MSW - red.) powiedział, że możemy się dogadać – ja powiem, kto dał informację o Barsukowie i dostanę status świadka – opowiadał Marcinowicz. Jak dodał, śledczy pytali także, ile mu zapłacono za oczernianie Barsukoua i ile zapłacono za to jego rozmówcy.
Na swoim profilu na Facebooku Marcinowicz napisał, że śledczy pytali go m.in. ile zapłacił Sakałouskiemu za jego sensacyjne wyznania. Dziennikarz przekazał, że mu nie grożono, a "warunki w areszcie są lepsze niż miesiąc temu - nie ma bicia".
W sprawie o zniesławienie redaktor Naszej Niwy pozostaje w statusie podejrzanego. Oprócz tego w poniedziałek ma się stawić na procesie dotyczącym "udziału w nielegalnej akcji masowej".
150 zatrzymanych w sobotę
W czasie dziesięciu antyrządowych akcji protestu na Białorusi w sobotę zatrzymano 150 osób – poinformowała w niedzielę rzeczniczka ministerstwa spraw wewnętrznych Wolha Czamadanawa. - W aresztach na procesy oczekuje 116 osób – dodała. Według niej w protestach w sześciu miejscowościach wzięło udział około 300 osób.
Dane te nie odpowiadają liczbom przytaczanym przez media niezależne, według których tylko na sobotnim marszu kobiet było ponad tysiąc osób. Zdaniem Czamadanawej w proteście kobiet wzięło udział nie więcej niż 200 osób.
Jednocześnie rzeczniczka resortu przekonywała, że w prorządowych manifestacjach w całym kraju wzięło udział około 40 tysięcy ludzi.
Protesty na Białorusi trwają od 9 sierpnia, kiedy ogłoszono miażdżące zwycięstwo w wyborach prezydenckich Alaksandra Łukaszenki. Duża część Białorusinów uważa wybory za sfałszowane.
Źródło: PAP