Oskarżony o przestępstwa podatkowe białoruski opozycjonista Aleś Bialacki nie przyznał się do winy. W Mińsku rozpoczął się proces szefa Centrum Praw Człowieka "Wiasna" i wiceszefa Międzynarodowej Federacji Praw Człowieka (FIDH). Oskarżenie Bialackiego było możliwe po przekazaniu władzom Białorusi danych o jego kontach bankowych za granicą przez Polskę i Litwę.
Na pierwszym posiedzeniu sądu Bialacki nie przyznał się do winy. Powiedział w sądzie, że oskarżono go z powodów politycznych, za działalność w sferze obrony praw człowieka.
Na salę rozpraw przyszli dyplomaci państw UE i USA, m.in. ambasador Polski na Białorusi Leszek Szerepka, a także działacze opozycyjni, m.in. były kandydat na prezydenta Uładzimir Niaklajeu i lider Ruchu "O Wolność" Alaksandr Milinkiewicz oraz obrońcy praw człowieka.
Polska i Litwa przekazały dane
Oskarżenie Bialackiego było możliwe po przekazaniu władzom Białorusi danych o jego kontach bankowych za granicą przez Polskę i Litwę. Kwoty, które Bialacki przechowywał na tych rachunkach, były według "Wiasny" przeznaczone na pomoc osobom prześladowanym na Białorusi z przyczyn politycznych.
Przekazanie informacji o kontach Bialackiego przez Ministerstwo Sprawiedliwości w Wilnie i polską Prokuraturę Generalną w ramach mechanizmu pomocy prawnej spotkało się z ostrą reakcją w obu krajach. Szef polskiej prokuratury Andrzej Seremet wypowiedział porozumienie o bezpośredniej wymianie wniosków o pomoc prawną między prokuraturami Polski i Białorusi. Teraz białoruskie wnioski będą trafiały do Prokuratury Generalnej.
Obecny na sali polski ambasador stwierdził, że Białoruś "wykorzystała" umowę z Warszawą. - Umowa, którą podpisaliśmy ze stroną białoruską, dotyczyła przestępstw kryminalnych. Strona białoruska wykorzystała ją do zwalczania nawet nie opozycji, a obrońców praw człowieka - zauważył Szerepka.
W areszcie od 3 miesięcy
Bialacki został zatrzymany w Mińsku 4 sierpnia; przebywa w stołecznym areszcie, wnioski o zwolnienie go w zamian za podpisanie zobowiązania do niewyjeżdżania z kraju zostały odrzucone.
Działacz jest oskarżony na podstawie paragrafu mówiącego o zatajeniu dochodów w szczególnie wysokiej kwocie. Według aktu oskarżenia Bialacki otrzymał na zagraniczne konta 560 tysięcy euro, uchylił się od zapłacenia podatków na łączną kwotę ponad 352 mln rubli (obecnie równowartość ponad 120 tysięcy złotych) i tym samym wyrządził państwu szkodę o szczególnym rozmiarze. Prokurator odczytał numeru rachunków w litewskim Nordbank i polskim Banku Śląskim.
Maksymalna możliwa kara za to przestępstwo to siedem lat pozbawienia wolności. Możliwa jest też kara łagodniejsza - ograniczenia wolności. Wyrok może, ale nie musi, przewidywać konfiskatę mienia, zakaz obejmowania pewnych stanowisk i prowadzenia pewnego rodzaju działalności.
"Wiasna" jest jedną z najbardziej znanych organizacji pozarządowych na Białorusi. Istnieje od 1998 roku, działała jako organizacja społeczna, ale w 2003 roku została zlikwidowana decyzją białoruskiego Sądu Najwyższego z powodu udziału jej działaczy w monitorowaniu wyborów prezydenckich w 2001 roku.
Protesty międzynarodowe
Uwolnienia Bialackiego żądają międzynarodowe organizacje praw człowieka, Unia Europejska, Parlament Europejski. Unia niedawno rozszerzyła swoją "czarną listę" przedstawicieli Białorusi objętych zakazem wjazdu do UE o urzędników związanych ze sprawą Bialackiego.
Międzynarodowa organizacja obrony praw człowieka Human Rights Watch wydała we wtorek oświadczenie, w którym wzywa władze Białorusi do wycofania oskarżeń wobec Bialackiego i zwolnienia go z aresztu.
Były kandydat opozycji w zeszłorocznych wyborach prezydenckich Uładzimir Niaklajeu, który pojawił się na procesie, ocenił, że proces Bialackiego "jest kontynuacją represji władz wobec społeczeństwa obywatelskiego". - W zależności od tego, co zostanie postanowione, czy Bialacki trafi do więzienia, czy poniesie łagodniejszą karę, będzie można przewidzieć dalszy bieg wypadków w stosunkach Białorusi z Zachodem - stwierdził opozycjonista.
Źródło: PAP