- Wiedziałem, że jeśli nacisnę ten przycisk, to koniec. Nie mieliśmy już kolejnego balonu zapasowego, nie dało by się tego powtórzyć - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 Felix Baumgartner o 50 sekundach spadania podczas skoku z 39 km, kiedy wpadł w niebezpieczny korkociąg. Opowiadał też o wizytach w Polsce. - Zawsze patrzyłem na Pałac Kultury i Nauki, byłem ciekaw, czy uda mi się z niego zeskoczyć. Nigdy się nie udało - wspominał w rozmowie z Kamilem Durczokiem.
Baumgartner w rozmowie podkreślał, jak podczas przygotowań i w czasie samego skoku, ważne było dla niego wsparcie ludzi. - Jeżeli robimy coś tak trudnego, jeżeli pracujemy nad projektem tyle lat i potem wreszcie kończy się to sukcesem, wówczas widzimy, że ma to jakieś znaczenie dla wszystkich, na całym świecie. Faktycznie to wsparcie milionów ludzi było dla mnie bardzo ważne - tłumaczył. Podkreślał też, jak istotną rolę w całej akcji odegrał Joe Kittinger, który kilkadziesiąt lat temu skoczył ze spadochronem z 21 km. - Był niezwykle ważny. Przecież to on, jeszcze w latach 60. pobił rekord, to on był w (wieży) kontroli lotu, to on cały czas ze mną rozmawiał, wydawał zalecenia, odczytywał listę kontrolną - wyliczał Baumgartner. - Jest świetnie wykwalifikowaną osobą. Tylko on był na tej wysokości, więc wie, jak to jest - dodał. Marzenie z dzieciństwa Baumgartner nie ukrywa, że skok z prawie 40 km nie należy do normalnych. - Faktycznie, zazwyczaj nie skacze się z takiej wysokości, ale ja to robię, dlatego, że zostałem odpowiednio przeszkolony. Wykonaliśmy program testowy - był przecież program obejmujący skoki z różnych wysokości, treningi w kapsule - wyjaśnił. - Byliśmy przygotowani, to nie ma nic wspólnego z szaleństwem - podkreślił.
Austriak przyznał, że skok z niemal 40 km był dla niego marzeniem życia. - Jako młody skoczek spadochronowy zawsze chciałem skakać z jak największych wysokości. Ten rekord 30 km był wyznacznikiem. Wszyscy myśleli o Kittingerze jak o wzorcu. Było niesłychanie wielkim wyzwaniem pobicie tego rekordu. Nie wiedziałem, że ja to zrobię - opowiadał. - Od pięciu lat nad tym pracowaliśmy. Wie pan, jak to jest. Budzimy się rano i myślimy o tym skoku, idziemy spać myśląc o tym projekcie. Więc po prostu żyłem tym od pięciu lat. To był mój cel, więc (po wylądowaniu - red.) faktycznie byłem najszczęśliwszą osoba na świecie - mówił dalej w TVN24. Nacisnąć przycisk awaryjny? "Nie pomyślałem o tym"
Na pytanie, czy miał, żeby przed wyskoczeniem z kapsuły, zastanowić się nad czymkolwiek, odpowiedział: - Chyba i tak, i tak. Kiedy wyskakuje się z kabiny, przyspiesza się w ogromnym tempie. Nie kontroluje się swojego lotu. Jest około 50 sekund, w czasie których trzeba sobie jakoś poradzić z tym problemem wielkiego przyspieszenia. Nie da się przecież w innych warunkach przećwiczyć lotu z prędkością ponaddźwiękową.
- Miałem więc 50 sekund, by jakoś się ułożyć za pomocą rąk i nóg, przerwać korkociąg. Faktycznie, udało mi się, po 50 sekundach kontrolowałem już swój lot lotu. Potem było już łatwiej - kontynuował.
Baumgartner, że podczas spadania nie myślał by nacisnąć przycisk awaryjny, który spowodowałby samoczynne otworzenie się spadochronu awaryjnego.
- Wiedziałem, że jeśli nacisnę ten przycisk, to koniec. Nie mieliśmy już kolejnego balonu zapasowego, nie dało by się tego powtórzyć. Nie w tym roku, najwcześniej w 2013. Więc jeżeli np. straciłbym przytomność, wówczas automatycznie Joe (Kittinger - red.) odpaliłby przycisk awaryjny, ale wiązało się to z tym, że powyżej pewnej wysokości można odnieść poważne obrażenia - powiedział. Niewidzialna granica
Skoczek spadając nie wiedział, czy przekroczył prędkość dźwięku. - Podobno - tak mi opowiadano - miałem poczuć jakieś uderzenie poprzez kombinezon, ale szczerze mówiąc nic nie poczułem - przyznaje.
I dodaje, że nie mógł usłyszeć huku związanego z przekraczaniem bariery dźwięku, ponieważ ten został za nim. - Od osób na ziemi dowiedziałem się, że usłyszeli ten grzmot - przyznał. - Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - dodał.
Największym problemem Baumgartnera była klaustrofobia. - Na początku trudno było mi przebywać w tym kombinezonie ponad godzinę. Jeżeli przekraczałem ten czas, to faktycznie odczuwałem pewien niepokój. Kiedy testowaliśmy kapsułę powiedziano mi, że mam przebywać w kombinezonie przez sześć godzin - opowiadał w programie. - Nie byłem w stanie tego wytrzymać i dlatego trener Red Bulla Andy Walsh pracował ze mną, by przełamać ten strach. No i udało się - przyznał.
A może skok z "pekinu"?
Skoczek w TVN24 mówił, że Polskę odwiedzał wielokrotnie. - Pamiętam, że zawsze patrzyłem na Pałac Kultury i Nauki, byłem ciekaw, czy uda mi się z niego zeskoczyć. Nigdy się nie udało, niestety - żartował.
Raz, odwiedził nasz kraj, w 2005 roku. Brał wtedy udział w rajdzie Barbórki, podczas którego rozbił samochód. Ale mimo tego Baumgartner uważa, że mógłby zostać rajdowcem. - Myślę, że mam te umiejętności, jestem uzależniony od prędkości i chyba mam odpowiednie wyczucie, ale to wymaga wiele pracy - zaznaczył.
Autor: nsz//kdj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN