Tysiące szyickich demonstrantów zebrały się na głównym placu w stolicy Bahrajnu, domagając się większych swobód politycznych. To już drugi dzień demonstracji w Bahrajnie, zainspirowanych wydarzeniami w Egipcie. W poniedziałek policja zaatakowała demonstrantów. Są ofiary śmiertelne.
We wtorek siły bezpieczeństwa nie próbowały już uniemożliwiać tłumom wejścia na Plac Perłowy w Manamie, "przemianowany" przez demonstrantów na Plac Narodu. Uczestnicy manifestacji machają flagami Bahrajnu i skandują "nie sunnici, nie szyici, wszyscy jesteśmy Bahrajńczykami". Niektórzy domagają się też obalenia reżimu.
Niepokorna większość
Wcześniej tego dnia szyicki opozycyjny blok w parlamencie Bahrajnu, al-Wifak, zawiesił swoje członkostwo w zgromadzeniu w reakcji na śmierć dwóch szyitów w starciach z policją podczas antyrządowych demonstracji. Szyicka większość w królestwie, stanowiąca ok. 70 proc. ludności, uskarża się, że jest dyskryminowana przez rządzącą dynastię sunnicką.
W poniedziałek doszło do starć protestujących w ramach antyrządowego "Dnia Gniewu". Zginął jeden mężczyzna. We wtorek policja użyła gazu łzawiącego do rozproszenia tłumów biorących udział w kondukcie pogrzebowym ofiary poniedziałkowych starć. W walkach zginęła kolejna osoba.
Król Bahrajnu szejk Hamad ibn Isa al-Chalifa w telewizyjnym wystąpieniu wyraził ubolewanie z powodu śmierci "naszych dwóch synów" i zapowiedział śledztwo. Władca zapewniał, że pokojowe protesty są w Bahrajnie legalne.
Temperatura rośnie
W reakcji na wydarzenia w Tunezji i Egipcie, król Bahrajnu próbuje uspokoić własne społeczeństwo. 12 lutego władca zapowiedział rozdanie każdej rodzinie 2,6 tysiąca dolarów, z "okazji 10-lecia konstytucji".
W ostatnich tygodniach rząd Bahrajnu poszedł także na różne inne ustępstwa. Uchwalono wyższe wydatki socjalne i zasugerowano amnestię dla osób zatrzymanych w sierpniu podczas represji wymierzonych w część ugrupowań szyickich.
W Bahrajnie jest umiejscowione dowództwo amerykańskiej V Floty, odpowiedzialnej za wody okalające Półwysep Arabski. Królestwo jest uważane przez swoich sojuszników - Arabię Saudyjską i USA - za element zapory przed wpływami szyickiego Iranu w regionie.
Źródło: PAP