Dziesiątki tysięcy osób zgromadziły się na ulicach australijskich miast, by domagać się sprawiedliwości dla ofiar przemocy seksualnej oraz równego traktowania płci. Tłum protestował między innymi przed budynkiem australijskiego parlamentu w Canberrze. Wśród osób publicznych, wobec których w ostatnich tygodniach pojawiły się oskarżenia o gwałt, jest prokurator generalny kraju Christian Porter.
W poniedziałkowych wydarzeniach pod hasłem "March 4 Justice" udział wzięły dziesiątki tysięcy kobiet i mężczyzn. Agencja Reutera zwróciła uwagę, że wiele ze zgromadzonych osób ubranych było w czarne stroje, by zasygnalizować "siłę i żałobę". – Nie damy się uciszyć – skandowano w tłumie.
W Melbourne protestujący nieśli długi na kilka metrów biały transparent z wypisanymi nazwiskami kobiet, które od 2008 roku zginęły w Australii w wyniku zbrodni na tle płciowym. Demonstrujący przed parlamentem Australii w Canberrze mieli ze sobą petycje do rządzących, w których domagają się zmian.
Do protestujących dołączyli przedstawiciele głównych australijskich partii opozycyjnych. Tymczasem delegacja organizatorek strajków odrzuciła propozycję prywatnego spotkania, którą wystosował wobec nich premier kraju Scott Morrison. – Jesteśmy 200 metrów od jego biura i nie uważamy, by właściwe było spotykanie się za zamkniętymi drzwiami. Zwłaszcza, że rozmawiamy o przemocy seksualnej, która dzieje się za zamkniętymi drzwiami – tłumaczyła jedna z organizatorek marszu Janine Hendry.
Prokurator oskarżany o gwałt
Agencja Reutera zwróciła uwagę, że protesty w kraju są pokłosiem ostatnich doniesień o przypadkach przemocy seksualnej, niestosownych zachowań oraz dyskryminacji, których miały dopuszczać się osoby zajmujące wysokie stanowiska państwowe lub bezpośrednio współpracujące z politykami.
Na początku marca z zarzutami takimi spotkał się prokurator generalny Australii Christian Porter. W liście wysłanym do premiera Scotta Morrisona zarzucono mu, że w 1988 roku zgwałcił 16-letnią wówczas dziewczynę, która w zeszłym roku odebrała sobie życie.
Domniemana ofiara zgłosiła swoją skargę na policję w stanie Nowa Południowa Walia w ubiegłym roku, ale nie złożyła formalnego oświadczenia. Śledztwo zostało zawieszone po jej śmierci w czerwcu zeszłego roku. W marcu policja potwierdziła, że rezygnuje z dochodzenia, ponieważ "nie ma wystarczających dowodów, aby je kontynuować" - podaje portal BBC News.
Sprawy o napaść na tle seksualnym w Australii zazwyczaj wymagają zeznań domniemanej ofiary, aby można było przystąpić do oskarżenia. W tym przypadku nie jest to możliwe, gdyż kobieta zmarła. Rząd Morrisona stanął w obliczu wezwań do przeprowadzenia oddzielnego, niezależnego śledztwa w sprawie zarzutów – zwróciło uwagę BBC News.
Prokurator Porter argumentował, że jest to niepotrzebne. Jak powiedział, ani policja ani inne strony nie kontaktowały się z nim w sprawie – jak to ujął - "merytorycznych szczegółów" dotyczących zarzutów. - Jeśli ustąpię ze stanowiska prokuratora generalnego z powodu zarzutu o coś, co po prostu nie miało miejsca, to każda osoba w Australii może utracić karierę (...) na podstawie niczego więcej niż oskarżenia, które pojawia się w druku – powiedział.
Wyznanie doradczyni minister
W lutym w wywiadzie telewizyjnym 26-letnia Brittany Higgins opowiedziała o tym, że w 2019 roku, gdy pełniła obowiązki doradczyni medialnej ówczesnej minister przemysłu obronnego Lindy Reynolds została zgwałcona przez swojego kolegę z pracy. Do gwałtu doszło w gabinecie Reynolds w budynku australijskiego parlamentu, po biurowej imprezie, a poszkodowana nie mogła liczyć na wsparcie ze strony innych kolegów i przełożonych - wynika z relacji Higgins.
Higgins tłumaczyła, że zgłosiła napaść seksualną przełożonym, a Reynolds przeprowadziła z nią rozmowę na temat jej oskarżeń w tym samym gabinecie, w którym miała zostać zgwałcona. Kobieta nie zgłosiła sprawy policji, ponieważ odczuwała presję, że może to wpłynąć na jej zatrudnienie. W styczniu 2021 roku Higgis zrezygnowała z pracy w ministerstwie i planuje zgłosić sprawę gwałtu policji.
Źródło: Reuters, PAP