Jak poinformowała w czwartek faktyczna przywódczyni Birmy Aung San Suu Kyi, dwaj dziennikarze agencji Reutera skazani na kary siedmiu lat pozbawienia wolności za nielegalne - jak uznał sąd w Rangunie - wejście w posiadanie dokumentów państwowych, mogą się odwołać od wyroku. Suu Kyi podkreśliła, że wyrok "nie ma nic wspólnego z wolnością wypowiedzi, ma za to związek z ustawą o ochronie tajemnicy państwowej".
Krytykowana za bezczynność w obliczu prześladowań Rohindżów Aung San Suu Kyi powiedziała, że dwóch dziennikarzy Reutersa może odwołać się od wyroku, a ich uwięzienie nie ma nic wspólnego z wolnością wypowiedzi.
Żaden ze skazanych nie przyznał się do winy.
- Zastanawiam się, czy wiele osób przeczytało uzasadnienie wyroku, który nie ma nic wspólnego z wolnością wypowiedzi, ma związek z ustawą o ochronie tajemnicy państwowej - powiedziała Suu Kyi na Światowym Forum Ekonomicznym ASEAN w Hanoi, odpowiadając na pytanie moderatora forum.
- Jeśli wierzymy w praworządność, oni mają prawo odwołać się od wyroku i wykazać, dlaczego wyrok był błędny - podkreśliła.
We wtorek wieczorem wiceprezydent USA Mike Pence wezwał władze Birmy, by "unieważniły wyrok" skazujący dziennikarzy agencji Reutera, którzy zajmowali się tematem prześladowania muzułmańskiej mniejszości Rohindża w stanie Arakan.
Pence zaapelował o ich natychmiastowe uwolnienie.
Dziennikarze za kratkami
Dziennikarze Reutera byli oskarżeni o złamanie przepisów o tajemnicy państwowej, za co groziło im do 14 lat więzienia. Obaj zapewniali, że stosowali się do zasad etyki dziennikarskiej. Po aresztowaniu powiedzieli swoim bliskim, że zostali zatrzymani, gdy w restauracji w Rangunie dwaj nieznani im policjanci wręczyli im jakieś dokumenty.
Obaj zostali aresztowani w grudniu 2017 roku pod zarzutem posiadania tajnych dokumentów i oskarżeni o złamanie przepisów o tajemnicy państwowej.
W poniedziałek sąd w Rangunie skazał ich na kary siedmiu lat pozbawienia wolności, uznając, że nielegalne weszli w posiadanie dokumentów państwowych. Skazani nie przyznają się do winy.
Wcześniej sąd odmówił wstrzymania procesu, mimo że wspomniany policjant wezwany w charakterze świadka obrony zeznał, że jego przełożony wydał mu rozkaz podrzucenia dziennikarzom dowodów przestępstwa.
Po tych zeznaniach funkcjonariusz trafił do więzienia za naruszenie zasad pracy w policji, a jego rodzinę wyrzucono z domu, w którym mieszkali z racji jego zawodu.
Agencja Associated Press wskazywała, że część pozostałych zeznań była wewnętrznie sprzeczna, a dokumenty przedstawione jako dowód w sprawie przeciwko dziennikarzom nie sprawiały wrażenia poufnych ani zawierających wrażliwe dane. Oskarżeni deklarowali, że nie próbowali uzyskać tajnych dokumentów ani nie byli świadomi ich posiadania.
Suu Kyi krytykowana przez społeczność międzynarodową
Faktyczna przywódczyni Birmy nie weźmie udziału w najbliższym Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w Nowym Jorku, rozpoczynającym się 18 września.
Suu Kyi ograniczyła swe zagraniczne podróże, odkąd wśród społeczności międzynarodowej nasiliły się apele o pociągnięcie do odpowiedzialności winnych w birmańskich władzach w sprawie brutalnej pacyfikacji przez siły rządowe muzułmańskiej mniejszości Rohindża.
Noblistka nie pojawiła się także na zeszłorocznym Zgromadzeniu Ogólnym - odbyło się ono krótko po wybuchu przemocy w zamieszkanym przez Rohindżów stanie Rakhine (Arakan).
Były już Wysoki Komisarz NZ do spraw Praw Człowieka (UNHCHR) Zeid Ra'ad Al-Hussein ocenił niedawno, że Suu Kyi powinna zrezygnować ze stanowiska w związku z brutalną operacją przeciw Rohindżom, a próby usprawiedliwienia przez nią tych działań są "naprawdę godne ubolewania".
W opublikowanym w sierpniu raporcie ONZ stwierdzono, że birmańska armia dokonała masowych zbrodni na Rohindżach z "zamiarem ludobójstwa", a naczelny dowódca sił zbrojnych i pięciu generałów powinni zostać osądzeni za doprowadzenie do najcięższych przestępstw.
Masakra Rohindżów
Skazani dziennikarze badali sprawę masakry Rohindżów w stanie Arakan (Rakhine), na zachodzie Birmy, dokonanej przez birmańskie wojsko, siły bezpieczeństwa oraz ludność cywilną.
W wyniku prowadzonej przez birmańskie wojsko operacji wymierzonej w muzułmanów Rohindża do sierpnia 2017 roku z kraju uciekło ok. 700 tys. przedstawicieli tej mniejszości, głównie do sąsiedniego Bangladeszu.
W raporcie ONZ uznano, że birmańska armia dokonała masowych zbrodni z "zamiarem ludobójstwa", a naczelnego dowódcę i pięciu generałów należy osądzić za zorganizowanie najcięższych przestępstw. Władze w Rangunie odpierają te zarzuty.
Autor: akw//now / Źródło: PAP