Pierwsza operacja wojskowa na rozkaz Bidena. Zniszczenia po nalotach na zdjęciach satelitarnych

Źródło:
CNN

Zdjęcia satelitarne z obszaru na granicy Syrii i Iraku ukazują zniszczenia, dokonane w wyniku nalotu amerykańskiego lotnictwa. Operacja Stanów Zjednoczonych była wymierzona w obiekty proirańskich milicji. Był to odwet za atak rakietowy w Iraku, w którym zginął jeden cywil współpracujący z amerykańską armią.

W czwartek lotnictwo Stanów Zjednoczonych przeprowadziło naloty we wschodniej Syrii, wymierzone w obiekty proirańskich milicji. Była to pierwsza amerykańska operacja wojskowa w kadencji Joe Bidena. Jak wyjaśnił w oświadczeniu rzecznik Pentagonu operacja miała charakter odwetowy i była odpowiedzią Waszyngtonu "na niedawne ataki na cele amerykańskie w Iraku oraz pogróżki wysuwane pod adresem USA".

Jak podaje stacja CNN, wojsko USA zrzuciło siedem ponad 200-kilogramowych bomb na kompleks położony przy granicy z Irakiem. Według Pentagonu teren ten był kontrolowany przez dwie irackie milicje powiązane z Teheranem - Kataib Hezbollah i Kataib Sayyid Al-Shuhada.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Zdjęcia przed i po

Zdjęcia satelitarne przed i po atakiem, opublikowane przez firmę Maxar Technologies - amerykańskiego operatora satelitów - ukazują, jak wielkie zniszczenia spowodowało amerykańskie bombardowanie.

Na fotografiach wykonanych przed nalotem widnieje kompleks, składający się z kilkunastu budynków różnej wielkości. Jak widać na zdjęciach po bombardowaniu, wszystkie budynki zostały zniszczone. Na piasku pozostał jedynie czarny ślad po eksplozji.

Jak zaznacza CNN, nie jest jasne, ilu bojowników zginęło w ataku. Kataib Hezbollah poinformował o jednej ofierze śmiertelnej po swojej stronie. Władze USA podały, że zginęła "garstka" rebeliantów. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka zginęło co najmniej 17 osób. Niektóre doniesienia mówią o 22 ofiarach.

Wspomniane grupy zbrojne, będące celem amerykańskiego ataku, to tylko dwie z niezliczonych milicji, które urosły w siłę podczas wojny z tak zwanym Państwem Islamskim w Syrii i Iraku - zwraca uwagę CNN. Jak podkreśla stacja, wypełniły one pustkę po irackiej armii, która wycofała się pod naporem ofensywy dżihadystów. 

Ataki na amerykańskie cele

15 lutego w Irbilu w irackim Kurdystanie ostrzelana została baza lotnicza, w której stacjonują wojska amerykańskie. Zginął wtedy jeden cywil współpracujący z armią USA, a pięć osób zostało rannych, w tym amerykański żołnierz. Jeszcze w tym tygodniu urzędnicy w Waszyngtonie mówili, że nie wiedzą, która milicja przeprowadziła atak. Podkreślali jednak, że w przeszłości to wspierane przez Iran szyickie grupy były odpowiedzialne za ataki rakietowe wymierzone w personel lub obiekty USA w Iraku.

Był to pierwszy od dwóch miesięcy atak na zachodnie obiekty wojskowe lub dyplomatyczne w Iraku, gdzie stacjonuje obecnie około 2,5 tysiąca amerykańskich żołnierzy. Niecały tydzień później doszło do kolejnego ostrzału rakietowego bazy. W poniedziałek miał miejsce kolejny atak - tym razem w obiekty USA zlokalizowane w tzw. Zielonej Strefie w Bagdadzie.

Autorka/Autor:momo/kg

Źródło: CNN