Praca w zoo była spełnieniem jej marzeń - tak zmarłą w poniedziałek opiekunkę dzikich zwierząt wspomina jej matka. 34-latka została zaatakowana przez tygrysa.
W poniedziałek około południa ogród zoologiczny w Hamerton został ewakuowany. Początkowo ani władze zoo, ani służby nie chciały podać powodu podjętych działań. Mowa była wyłącznie o "tragicznym wydarzeniu". Już wtedy w mediach społecznościowych pojawiły się doniesienia, że chodzi o atak tygrysa.
Po kilku godzinach policja przyznała, że to właśnie był powód zarządzenia ewakuacji. Zwierzę nie wydostało się - jak obawiali się internauci - na wolność, ale zaatakowało opiekunkę na wybiegu. Szczegółów tego zdarzenia dotąd nie podano.
"Jej zaangażowanie w pracy z dzikimi zwierzętami było wyjątkowe"
We wtorek telewizja BBC dotarła do matki 34-letniej Rosy King. Kobieta powiedziała, że jej córka "nigdy nie chciałaby robić czegoś innego" i praca w zoo była spełnieniem jej marzeń.
- Kochała to, co robiła - powiedziała Andrea King o zmarłej córce.
BBC pisze, że 34-letnia King pochodziła z Chippenham na południu Wielkiej Brytanii i studiowała opiekę nad zwierzętami w Wiltshire College.
Jej przyjaciel, fotograf dzikich zwierząt Garry Chisholm powiedział, że King była "jasnym światełkiem" ogrodu zoologicznego. - Rosa nie była tylko opiekunką w Hamerton Zoo, ona była Hamerton Zoo - oświadczył. - Była absolutnie najważniejszą osobą w ogrodzie.
I dodał: - Jej zaangażowanie w pracy z dzikimi zwierzętami było wyjątkowe. Jej ulubionymi zwierzętami były bez wątpienia gepardy, które nazywała swoją dumą i radością.
Autor: pk / Źródło: BBC
Źródło zdjęcia głównego: Facebook / Hamerton Zoo Park