To, co obserwujemy na Ukrainie, zwłaszcza w miejscowościach, z których wycofywały się wojska rosyjskie, można bez wątpienia nazwać zbrodniami wojennymi - mówiła w TVN24 specjalizująca się w międzynarodowym prawie karnym i humanitarnym profesor Patrycja Grzebyk z Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zdaniem wskazanie "bezpośrednich sprawców tych zbrodni będzie trudne, bo musimy dotrzeć do świadków, którzy są straumatyzowani, niekoniecznie chcą z kimkolwiek rozmawiać, bo boją się, że ich zeznania mogą trafić w niepowołane ręce". Dodała natomiast, że "stosunkowo łatwo" udowodnić odpowiedzialność dowódców.
Po tym, jak rosyjskie wojska zaczęły wycofywać się z północnej części obwodu kijowskiego, do zajętych przez nich wcześniej miejscowości - w tym Buczy - weszły siły ukraińskie. Na ujawnionych później nagraniach i zdjęciach widać wiele pozostawionych na ulicach ciał oraz masowe groby.
Relacja na żywo: Atak Rosji na Ukrainę. 43. dzień inwazji
Profesor Patrycja Grzebyk z Uniwersytetu Warszawskiego specjalizująca się w międzynarodowym prawie karnym i humanitarnym mówiła w czwartek na antenie TVN24, że "to, co obserwujemy, zwłaszcza w tych miejscowościach, z których wycofywały się wojska rosyjskie, można bez wątpienia nazwać zbrodniami wojennymi, nawet zbrodniami przeciwko ludzkości, biorąc pod uwagę systematyczność tych zbrodni i to, jak na szeroką skalę są one popełniane". - Kwestia ludobójstwa też się oczywiście pojawia, ale zostawiam te dywagacje prawnicze, jak zostaną te zbrodnie zakwalifikowane - dodała.
Podkreśliła, że "najważniejsze jest, że należałoby osądzić ich sprawców". W ocenie Grzebyk wskazanie "konkretnych osób, bezpośrednich sprawców tych zbrodni będzie trudne, bo musimy dotrzeć do świadków, którzy są straumatyzowani, którzy niekoniecznie chcą z kimkolwiek rozmawiać, bo boją się, że ich zeznania mogą trafić w niepowołane ręce i z tego strachu należy sobie zdawać sprawę".
- Szczęście czy nieszczęście w tym wszystkim, że możemy obserwować tę wojnę na naszych ekranach jest takie, że bardzo dużo osób używa swoich smartfonów, różnego rodzaju sprzętów, żeby nagrywać to, co się dzieje, to, co widzą - powiedziała.
Dodała, że "możemy obserwować zdjęcia satelitarne, żeby weryfikować kłamstwa, że na przykład do jakiejś zbrodni doszło w odpowiednim czasie".
Grzebyk: stosunkowo łatwo udowodnić odpowiedzialność dowódców
Jak mówiła Grzebyk, "jeżeli chodzi o odpowiedzialność dowódców, to jest im stosunkowo łatwo udowodnić w przeciwieństwie do bezpośrednich sprawców, których należałoby zidentyfikować".
- Jeśli dochodzi do zbrodni na tak szeroką skalę w danej miejscowości, która była zajęta przez wojska rosyjskie, to my tylko tak naprawdę musimy wykazać, że dowódca wiedział, że do tych zbrodni dochodzi, a trudno o nich nie wiedzieć, biorąc pod uwagę skalę i to, co widać na pierwszy rzut oka, jadąc przez ulice tych wiosek, miast i stwierdzić, że dany dowódca nie podjął żadnych działań, żeby im zapobiec albo ukarać sprawców tychże zbrodni - wyjaśniła.
Dodała, że "w ten sposób próbowano w byłej Jugosławii dosięgnąć dowódców wojskowych, którzy nie kontrolowali swoich podwładnych i w ten sam sposób należy postąpić w przypadku rosyjskich sił zbrojnych".
Mówiąc o zbieraniu dowodów, wskazała, że "to są świadkowie, kwestia filmów, zdjęć, ustalenia, z jakiej broni te osoby zostały zabite, ustalenie dokładnej daty, jeśli da się, godziny śmierci danej osoby, stwierdzenie, jakie obrażenia dane osoby miały".
- Oczywiście do tej pory Rosjanie mogli się tłumaczyć, że dane osoby giną przypadkowo, to był ostrzał, znalazły się w złym miejscu, natomiast w sytuacji, kiedy mamy okaleczone ciała, zabite z bliskiej odległości strzałem, zgwałcone kobiety, mężczyzn, dzieci, to są to takie osoby, które już były w rękach nieprzyjaciela i w takiej sytuacji nie powinno im się już nic stać, a wykorzystano tę sytuację, żeby dopuszczać się na nich strasznych zbrodni - mówiła Grzebyk.
Pytana, czy ekshumacje będą niezbędne, odpowiedziała twierdząco. - Sama informacja, że ileś osób tam jest pochowanych, jeszcze nam nie mówi, czy tak naprawdę w tych grobach zbiorowych rzeczywiście leżą osoby cywilne, czy może są to osoby, których ubiór czy jakiekolwiek znaki mogłyby wskazać, że były to jednak osoby walczące i mogły być legalnym celem w konflikcie zbrojnym - zaznaczyła.
Dodała, że "zidentyfikowanie, ile tych ofiar jest, ma też znaczenie z punktu widzenia kwalifikacji tych zbrodni jako zbrodni przeciwko ludzkości".
Powiedziała, że "przy zbrodniach przeciwko ludzkości oczekujemy pewnej skali zbrodni".
Grzebyk: wydanie nakazu aresztowania Putina miałoby duże symboliczne znaczenie
Profesor UW pytana o postawienie przed trybunałem prezydenta Rosji, powiedziała, że "zasady odpowiedzialności są takie same dla Władimira Putina jeśli chodzi o międzynarodowy trybunał". - One jasno mówią, że żadne stanowisko, żadne przywileje, nie chronią przed odpowiedzialnością, a tam, gdzie ta władza jest największa, i odpowiedzialność powinna być największa - podkreśliła.
Zaznaczyła jednak, że pojawia się praktyczny problem. - Nie rozpoczniemy procesu przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym i przed większością sądów krajowych, póki nie ujmiemy danych osób - powiedziała.
- Teraz jest pytanie. Nawet jeśli dzisiaj, jutro, prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego wystąpi o wydanie nakazu aresztowania przeciwko Władimirowi Putinowi, ten nakaz aresztowania zostanie wydany, to pytanie, kto go wykona - dodała.
Jak mówiła Grzebyk, "zostanie wysłany i Rosja nic z tym nie zrobi". - Natomiast i tak wydanie takiego nakazu aresztowania będzie miało bardzo duże symboliczne znaczenie i da jasny sygnał Władimirowi Putinowi, że jest pariasem w środowisku międzynarodowym. Gdziekolwiek by się nie ruszył, inne państwa będą zobowiązane, żeby go aresztować - oceniła.
Podsumowała, że "mamy największe szanse na osądzenie tych osób, które znajdą się w niewoli ukraińskiej, które zostaną schwytane".
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE W TVN24 GO:
Źródło: TVN24