Pentagon zdementował w środę podaną przez rzecznika ministerstwa obrony Rosji gen. Igora Konaszenkowa informację, że amerykański dron typu Predator pojawił się na niebie przed atakiem na konwój z pomocą humanitarną w poniedziałek wieczorem na północy Syrii.
- Możemy potwierdzić, że żadna z naszych maszyn - z pilotem lub bez pilota, amerykańskich albo należących do koalicji - nie znajdowała się w sąsiedztwie Aleppo, kiedy nastąpiło zbombardowanie konwoju humanitarnego - oświadczył rzecznik ministerstwa obrony USA, komandor Jeff Davis.
Rosja: to odwracanie uwagi
Stany Zjednoczone twierdzą, że to Rosja ponosi odpowiedzialność za atak.
Konaszenkow powiedział w środę, że należący do koalicji walczącej z tzw. Państwem Islamskim dron nadleciał w okolice Orum al-Kubry niedaleko Aleppo, gdzie znajdowała się kolumna pojazdów, kilka minut zanim stanęła ona w ogniu i opuścił to miejsce 30 minut później. Zdaniem rzecznika, Predator wystartował z tureckiej bazy lotniczej Incirlik.
Generał po raz kolejny odrzucił sugestie, że Rosja ma cokolwiek wspólnego z atakiem na konwój. Stanowczo zaprzeczył, by na miejscu były wówczas rosyjskie samoloty. Jego zdaniem Zachód wysuwa takie zarzuty, by odwrócić uwagę opinii publicznej od przeprowadzonego w sobotę przez koalicję pod wodzą USA nalotu na pozycje syryjskich żołnierzy w pobliżu lotniska w mieście Dajr az-Zaur na wschodzie Syrii.
Atak na konwój z pomocą
ONZ informowała, że w poniedziałek wieczorem ostrzelanych z powietrza zostało 18 ciężarówek jadących w konwoju z pomocą humanitarną ONZ i Syryjskiego Arabskiego Czerwonego Półksiężyca (SARC) dla prowincji Aleppo. Dzień później ONZ zmieniła opis ataku, twierdząc, że nie jest w stanie ustalić, czy rzeczywiście był to nalot. Zginęło ok. 20 osób, a część ładunku została zniszczona.
Autor: mm/ja / Źródło: PAP