Trwające od siedmiu dni zawieszenie broni wynegocjowane przez USA i Rosję, dobiegło końca - oświadczyła syryjska armia. Nie poinformowano, czy rozejm zostanie ponownie wprowadzony.
Syryjska armia ogłosiła w poniedziałek koniec trwającego od tygodnia zawieszenia broni w Syrii, obarczając zwalczających reżim w Damaszku rebeliantów odpowiedzialnością za jego wielokrotne łamanie.
Według oświadczenia przedstawionego w syryjskich mediach "grupy terrorystyczne", jak reżim określa wszelkich zwalczających go rebeliantów, nie wdrożyły żadnego punktu porozumienia o zawieszeniu broni, łamiąc rozejm 300 razy.
Jak poinformowała syryjska armia, rozejm wygasł w niedzielę o godzinie 23.59 czasu miejscowego (godz. 22.59 w Polsce).
Asad: rażąca agresja
Wcześniej prezydent Syrii Baszar el-Asad potępił nalot koalicji pod wodzą USA na pozycje syryjskiej armii w rejonie Daj-az-zaur, w którym zginęło kilkudziesięciu żołnierzy. Nalot nazwał "rażącą agresją".
Asad, którego słowa cytują państwowe media, stwierdził, że walcząca z tzw. Państwem Islamskim koalicja pokazuje "wzrost poparcia dla terrorystów wśród krajów przeciwnych Syrii".
Asad wymienił przy tej okazji Stany Zjednoczone, mocarstwa europejskiej i sunnickie. Stwierdził, że robią one "wszystko, co w ich mocy", by utrzymać w mocy trwającą od 5 lat wojnę.
Prezydent Syrii wypowiedział się w czasie spotkania z wiceszefem MSZ Iranu Hosseinem Jaberem Ansarim.
Nalot na wojska rządowe
Dowodzona przez USA międzynarodowa koalicja przyznała się w sobotę do zbombardowania w Syrii pozycji, o których sądziła, że należą do IS. Przedstawiciele sił zbrojnych USA poinformowali, że nalot został natychmiast wstrzymany, kiedy strona rosyjska przekazała, iż celem mogły być pozycje armii syryjskiej. Amerykanie twierdzą, że przed rozpoczęciem nalotu informowali o nim stronę rosyjską. USA wyraziły ubolewanie z powodu "niezamierzonych ofiar".
Na zwołanej na wniosek Rosji w sobotę nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ ambasador USA Samantha Power powtórzyła wcześniejsze wyrazy ubolewania Waszyngtonu z powodu niezamierzonych ofiar spowodowanych przez nalot, lecz równocześnie zarzuciła Rosji "ostentację" i "działanie na pokaz". Przedstawiciel Rosji Witalij Czurkin oświadczył, że atak, w którym zginęło kilkudziesięciu syryjskich żołnierzy, to "zły znak" dla rozejmu wynegocjowanego przez Moskwę i Waszyngton.
Rosyjski generał: rozejm złamany 53 razy
W podobnym tonie wypowiedział się w poniedziałek rosyjski generał Siergiej Rudskoj. Stwierdził, że zawieszenie broni nie ma sensu, bo rebelianci wielokrotnie je złamali, a Stany Zjednoczone nie są w stanie wywrzeć na nich wpływu.
Rudskoj, szef Głównego Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, wypowiadał się na spotkaniu z dziennikarzami w Moskwie.
Uznał, że Stany Zjednoczone nie mają "skutecznego narzędzia nacisku na opozycję w Syrii i nie są świadome, jaka jest prawdziwa sytuacja w terenie". Ponadto "zważywszy na fakt, że rebelianci nie respektują reżimu zawieszenia broni, jego jednostronne przestrzeganie przez syryjskie siły rządowe nie ma sensu".
Rosyjskie ministerstwo obrony podało, że w ciągu ostatnich 24 godzin rozejm był łamany 53 razy. Poinformowało także, że umiarkowane siły syryjskiej opozycji łączą się z powiązanym z Al-Kaidą Frontem al-Nusra, obecnie przemianowanym na Dżabat Fatah al-Szam, i planują wspólne ataki.
Jak poinformowała syryjska armia, rozejm wygasł w niedzielę o godzinie 23.59 czasu miejscowego (godz. 22.59 w Polsce).
"Ostatnia noc była całkiem dobra"
Pytany o szanse na kontynuowanie rozejmu szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry ocenił, że "ostatnia noc była całkiem dobra", i dodał, że ciężarówki zmierzają w poniedziałek do co najmniej ośmiu miejsc. - Dajmy sobie jeszcze trochę czasu - powiedział w Nowym Jorku.
Wcześniej syryjscy rebelianci oświadczyli, że rozejm praktycznie się załamał i nie ma nadziei, by pomoc dotarła do kontrolowanej przez rebeliantów wschodniej części Aleppo, gdzie jest pilnie potrzebna.
- Uważam, że rozejm praktycznie załamał się i zakończył się - powiedział Zakaria Malahifdżi, szef biura politycznego rebelianckiej grupy Fastakim z Aleppo na północnym zachodzie kraju.
Na pytanie, czy oczekuje, że pomoc dotrze do opanowanego przez rebeliantów wschodniego Aleppo, Malahifdżi odparł: - Nie ma nadziei. Od wielu dni sprawa jest odkładana na później. Każdy dzień przynosi nowy pretekst. Nie ma obecnie nadziei na dostarczenie pomocy.
Autor: pk\mtom / Źródło: reuters, pap