Działania Amerykańskiego Kongresu popiera tylko 9 proc. mieszkańców USA - wynika z badań przeprowadzonych przez Instytut Gallupa. To nawet mniej niż odsetek Amerykanów popierających gwiazdkę showbiznesu Paris Hilton.
Poparcie dla Kongresu jest najniższe jakie kiedykolwiek widziałem, a badam Kongres od 45 lat - stwierdził David Brady, profesor politologii na Stanford University.
Fidel, Saddam, Osama...
W ciągu ostatnich 50 lat gorszymi wskaźnikami aprobaty mogli pochwalić się jedynie Fidel Castro, Osama bin Laden, Saddam Husajn i... detektyw Mark Fuhrman, prowadzący sprawę O.J.Simpsona - twierdzi Frank Newport z Instytutu Gallupa.
Ostatnie miesiące to pasmo nieustających klęsk sondażowych Kongresu. Niemal wszyscy i wszystko było oceniane wyżej niż parlament - od gwiazdki showbiznesu Paris Hilton, po pomysł pójścia na wojnę z Iranem.
Nawet "Mesjasz Malibu" i "Poeta Napalmu" aktor Charlie Sheen, borykający się z problemem z narkotykami i prostytutkami miał w sierpniu dwa razy lepsze notowania.
Z kolei autor największego skandalu politycznego w historii USA, prezydent Richard Nixon w apogeum afery Watergate mógł liczyć na poparcie 24 proc. Amerykanów.
Politycy się trzymają
Zgodnie z najnowszymi badaniami Gallupa prezydent Barack Obama cieszy się cztery razy większą popularnością niż Kongres. Z kolei najmniej popularny gubernator - Rick Scott z Florydy - ma prawie trzy razy większe poparcie.
Zdaniem prof. Brady'ego nie powinno dziwić, że poparcie dla pojedynczych polityków jest znacznie wyższe, niż dla Kongresu. Wynika to z faktu, że Kongres jest instytucją, a zatem nie ma takiej "osobowości", jaką mają członkowie ekipy rządzącej.
Źródło: ABC News
Źródło zdjęcia głównego: wikipedia.org/mat. promocyjne