Żołnierze jednostki wojskowej komandosów zadali cios afgańskim talibom. Podczas nadzorowanej zdalnie operacji zdobyli arsenał rebeliantów z setką kilogramów gotowych do użycia ładunków wybuchowych. Całą operację w odległym Afganistanie kontrolowali wirtualnie oficerowie z Połączonego Centrum Operacyjnego w Krakowie, którzy dzięki kamerom i satelitom oglądali na żywo co robią komandosi.
Udany atak na talibów zbiegł się z piątą rocznicą utworzenia Wojsk Specjalnych. Z tej okazji do dowództwa tego czwartego rodzaju wojsk (poza wojskami lądowymi, lotnictwem i marynarką) zaproszono przedstawicieli mediów. Dziennikarze mieli obejrzeć na żywo jak wygląda Połączone Centrum Operacyjne, które umożliwia zdalne kontrolowanie akcji komandosów i jest dumą polskich sił specjalnych.
Zasłona tajemnicy
Ataki komandosów są przeprowadzane w oparciu o dane wywiadu, które mogą szybko się zdezaktualizować, więc pośpiech był konieczny. W takiej sytuacji zamiast prezentować centrum dziennikarzom, wojskowi musieli je wykorzystywać zgodnie z przeznaczeniem do nadzorowania operacji specjalnej.
Przebieg akcji i ogólnie działania są tajemnicą, przedstawiciel Dowództwa Sił Specjalnych ujawnił jedynie, że polscy komandosi likwidowali duży skład amunicji talibów na terenie "polskiej" prowincji Ghazni. Operatorzy przejęli 100 kilogramów ładunków wybuchowych z zapalnikami.
Wielki brat patrzy
Wszystko co robili komandosi było na bieżąco kontrolowane w Krakowie. Podobnymi specjalnymi centrami dysponują najbardziej zaawansowane wojska świata. Za pomocą właśnie takiego centrum z Białego Domu obserwowano atak komandosów SEAL na dom Osamy bin Ladena w maju 2011 roku. Słynne zdjęcie ukazujące Baracka Obamę i jego współpracowników z przejęciem wpatrzonych w niewidoczne w kadrze monitory, obrazuje właśnie możliwości takiego specjalistycznego sprzętu.
Obecnie żołnierze sił specjalnych mają na sobie zamontowane kamery, z których obraz na bieżąco jest przekazywany za pomocą satelitów ze strefy walki na dalekie tyły, a nawet do odległej o tysiące kilometrów ojczyzny. Tam w centrach operacyjnych nadzorujący operację oficerowie mogą na dodatek obserwować przekaz z kamer zamontowanych na bezzałogowych samolotach zwiadowczych.
- Takimi operacjami specjalnymi możemy dowodzić w dowolnym punkcie świata - powiedział TVN24 przedstawiciel Dowództwa Sił Specjalnych. Oficerowie w centrum nie próbują "ręcznie" sterować swoimi podwładnymi. Komandosi na polu walki mają dużą autonomię. - Wychodzimy z założenia, że nikt nie podejmie lepiej decyzji niż żołnierz, który jest na miejscu - tłumaczy oficer.
Rady z drugiej strony globu
Nadzorujący dowódcy przydają się jednak w sytuacjach, gdy sytuacja w polu się komplikuje i na przykład trzeba podjąć decyzję obarczoną dużym ryzykiem i konsekwencjami. - Wtedy wykorzystujemy takie centrum, aby wydać ewentualną zgodę i koordynować wsparcie - opisuje oficer.
Żołnierze na polu walki często mają bardzo ograniczone pole widzenia i świadomość tego co się wokół nich dzieje, oraz działają pod ogromną presją. W takiej sytuacji dowódcy w centrum operacyjnym mogą na spokojnie i czerpiąc informacje z systemów rozpoznania doradzić komandosom i udzielić pomocnych wskazówek.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/ISAF/USAF