Podczas gdy Azja, Europa i Ameryka Północna mierzą się z koronawirusem, jeden kontynent wydaje się patrzeć na ich walkę z boku: Afryka.
Jak pisze "Washington Post" początkowo spodziewano się, że kontynent, który utrzymuje bliskie stosunki gospodarcze z Chinami, szybko stanie się punktem zapalnym epidemii COVID-19. Jednak na razie region zdołał uniknąć sytuacji kryzysowej i gwałtownej fali zakażeń.
"Europa mogła stracić szansę na powstrzymanie epidemii, ale kraje afrykańskie wciąż ją mają" - ocenia waszyngtoński dziennik. Jak dodaje, Afryka sama nie jest w stanie pokonać wirusa. Aby przygotować się na jego ofensywę, będzie potrzebować znaczącego wsparcia międzynarodowego oraz wprowadzenia radykalnych środków społecznego dystansowania. Im szybciej, tym lepiej. "Następne dwa tygodnie zadecydują o losie kontynentu afrykańskiego" - przekonuje dziennik.
"Afryka powinna się obudzić"
- Afryka powinna się obudzić, mój kontynent musi się obudzić - apelował w czwartek na konferencji w Genewie dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia Tedros Adhanom Ghebreyesus, z pochodzenia Etiopczyk. Jak stwierdził, Afryka powinna uczyć się na błędach innych kontynentów.
- WHO zaleca unikanie masowych zgromadzeń. Powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby odciąć (Afrykę - red.) od zarodka (epidemii - red.), spodziewając się najgorszego - mówił Ghebreyesus.
Powody do obaw już są. Po pierwsze, choć liczba zakażonych w Afryce jest wciąż stosunkowo niska, obserwuje się coraz szybszy wzrost infekcji. Pojawiają się także pierwsze ofiary śmiertelne. Do piątku na kontynencie zmarło 16 pacjentów z COVID-19, chorobą układu oddechowego, powodowaną przez koronawirusa. W RPA, gdzie do piątku zanotowano 202 zakażenia, prezydent Cyril Ramaphosa ogłosił narodowy "stan katastrofy", ograniczając możliwość podróżowania, zamykając szkoły, bary i restauracje, a także zakazując masowych zgromadzeń. Za złamanie tych restrykcji grozi grzywna, a nawet więzienie.
Na razie większość zakażonych na Czarnym Lądzie to osoby, które przyjechały z zagranicy. Każdego dnia przybywa jednak infekcji, do których dochodzi lokalnie.
Za mało testów
Drugim powodem do niepokoju jest brak badań. Według waszyngtońskiego dziennika, liczba przeprowadzanych testów na koronawirusa w państwach afrykańskich, jest wciąż niewystarczająca. Jak podaje WHO, idzie ona w setki, nie tysiące.
A jak pokazują doświadczenia Korei Południowej, Chin, Stanów Zjednoczonych i innych krajów, im więcej testów zostanie przeprowadzonych, tym więcej przypadków można wykryć na wczesnym etapie epidemii. Dzięki temu można znacznie ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa, między innymi obejmując kwarantanną zainfekowanych.
Szef WHO ostrzegł, by nie dać się zwieść oficjalnym statystykom: - Prawdopodobnie mamy przypadki niewykryte lub niezgłoszone.
- W innych krajach widzieliśmy, jak wirus przyspiesza (rozprzestrzenianie się - red.) po pewnym punkcie zwrotnym, dlatego najlepszą radą dla Afryki jest przygotowanie się na najgorsze i przygotowanie się do tego dzisiaj - zaznaczył.
Ochrona zdrowia na niskim poziomie
Po trzecie - jak pisze "Washington Post" - Afryka zmaga się obecnie z wieloma innymi ciężkimi chorobami zakaźnymi, takimi jak gruźlica, AIDS, malaria czy ebola. W tym samym czasie miejscowa służba zdrowia musi stawiać czoła niedoborom wody pitnej i warunkom sanitarnym, które pozostawiają wiele do życzenia.
Podstawowa opieka zdrowotna na kontynencie znajduje się na niskim poziomie i zwykle jest trudno osiągalna, czasem nie ma jej wcale. Nadal wyzwanie stanowią tam choroby, którym na Zachodzie z łatwością się zapobiega, i które się leczy.
W Afryce większość krajów ma mniej niż 10 łóżek szpitalnych na 10 tysięcy osób. Zamieszkana przez 56 milionów ludzi RPA, która ma jeden z najlepszych publicznych systemów opieki zdrowotnej w Afryce, dysponuje niespełna tysiącem łóżek do intensywnej terapii, z czego 160 znajduje się w placówkach prywatnych. 17-milionowe Malawi ma ich zaledwie 25. A w głównym szpitalu w stolicy Zimbabwe, Harare, nie ma ich wcale - pisze z kolei brytyjski "Guardian".
Jak ocenia "Washington Post", stan miejscowej ochrony zdrowia i równoległe problemy, z którymi musi się ona mierzyć, znacznie utrudnią afrykańskim rządom sprostanie wyzwaniu, jakim jest COVID-19. Wyzwaniu, które przytłoczyło nawet najbardziej rozwinięte państwa Zachodu. Zapewne spowodują także, że epidemia koronawirusa w Afryce - gdy już na dobre wybuchnie - będzie bardziej tragiczna w skutkach, niż w innych częściach świata - spekuluje dziennik.
Brak pieniędzy
Kolejnym - i być może najważniejszym - problemem Afryki jest brak środków finansowych na walkę z kolejną epidemią.
Co prawda Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy obiecały państwom afrykańskim dziesiątki miliardów dolarów wsparcia na ten cel, jednak - jak ocenia "WP" - te kwoty bledną w porównaniu z setkami miliardów, a może nawet bilionami euro, dolarów i juanów, które Chiny, Europa i Stany Zjednoczone są zdolne i gotowe przeznaczyć na walkę z koronawirusem.
"Jest jednak promyk nadziei" - zauważa "Washington Post". Jak wyjaśnia, wciąż niska liczba zakażonych jest dla Afryki szansą, by wyprzedzić epidemię i powstrzymać niekontrolowane rozprzestrzenianie się wirusa. Ponadto - dodaje dziennik - nowo utworzone afrykańskie Centra Kontroli Chorób (CDC) rozpoczęły szeroko zakrojone działania przygotowawcze do nadejścia COVID-19. Co więcej, przykłady z innych części świata zwiększyły świadomość miejscowych władz i społeczeństw, które zdają sobie sprawę, jak katastrofalne mogą być skutki epidemii nowego koronawirusa, jeśli nie podejmie się właściwych działań, we właściwym czasie.
Autorka/Autor: momo/kab
Źródło: Washington Post, BBC, Guardian